Strajk - to słowo będziemy jesienią odmieniać przez wszystkie przypadki. Lata cięć i mrożenia pensji doprowadziły do sytuacji, w której w zasadzie wszyscy pracownicy budżetówki mówią “mamy dość”.
Już strajkują ratownicy medyczni. W Warszawie po chorych jeżdżą wozy strażackie. W sobotę pod Sejmem odbywa się wielka demonstracja zawodów medycznych - pielęgniarek, ratowników, laborantów. W piątek na ulice wyszli pracownicy sądów. Pod ministerstwem sprawiedliwości tysiące kuratorów i szeregowych pracownic sądów skandowały: "mamy pretensje o głodowe pensje". Pożal-się-Boże reformy Ziobry doprowadziły do tego, że mają coraz więcej biurokratycznych obowiązków, choć brakuje rąk do pracy, bo pensje są żałośnie niskie.
Te protesty to dopiero początek. Jeśli rząd się nie opamięta, za chwilę wybuchnie strajk w ZUSie. To sparaliżuje wypłaty rent i emerytur. Państwo powoli rozłazi się w szwach.
Domyślam się, że rząd będzie próbował spychać odpowiedzialność za kryzys na protestujących i lewicę, która jako jedyna jednoznacznie ich popiera. W TVP powiedzą, że Polska to kraj mlekiem i miodem płynący. Nie zdziwię się, jeśli ruszy kłamliwa nagonka na liderki związkowe, tak jak podczas protestu rezydentów w 2017 roku. Ale to niczego nie zmieni. Pracownicy budżetówki są zdesperowani, bo za pieniądze, które płaci polskie państwo, nie da się wyżyć.
Za tę głodowe płace odpowiada zarówno obecny, jak i poprzedni rząd. Oszczędzanie na ludziach, dzięki którym państwo w ogóle funkcjonuje, było bardzo wygodne - tym bardziej, że wielu z nich odebrano prawo do strajku. Liberalni i prawicowi politycy przez lata powtarzali bełkotliwy, ale popularny slogan o "tanim państwie". Efekt jest taki, że dla "taniego państwa" mało kto chce pracować.
Będziemy pewnie słuchać apeli rządzących o "odpowiedzialność". Prawda jest taka, że nieodpowiedzialni byli ci, którzy doprowadzili pracowników budżetówki do desperacji. Pracownicy nie walczą dziś tylko o swoje pensje. Zamiast szukać lepiej płatnej i prostszej pracy, biją się o to, żeby była lepsza opieka w szpitalach, sprawniejsze urzędy i sądy. Żeby nasze państwo miało szansę działać. Jeśli nie wywalczą godnych płac, nie będzie komu wsiąść do karetki, zadbać o pacjenta w szpitalu, wypłacić renty czy zasądzić alimentów.
To ostatni dzwonek - albo skończymy z polityką taniego państwa, albo cała ta misterna konstrukcja z kartonu i taśmy klejącej, nazywana szumnie sferą budżetową, po prostu się rozsypie.