Pan Niedzielski zbierał jako członek władz i szef Narodowego Funduszu Zdrowia bardzo dobre oceny. To nigdy jednak nie trwa wiecznie i niczego nie gwarantuje, o czym przekonały się tabuny polityków przed nim. Bardzo chwalona i popularna była przecież Beata Szydło w roli premiera. I dziś premierem już nie jest, choć nie do końca wyjaśniono dlaczego. Bardzo chwalony jako szef skarbówki był też Marian Banaś. Dziś w roli szefa NIK ci sami ludzie chwalą go już nieco mniej…
Nie twierdzę, że to będzie przypadek ministra Niedzielskiego, ale zdecydował się przejąć ministerstwo, które jest szczególnie niewdzięczne. W ciągu 30 lat mieliśmy już 20 ministrów zdrowia. Nie jest to najbardziej wdzięczna z fuch w rządzie, dlatego mnie i wielu innych dziennikarzy rozśmieszały plotki, że kogoś z opozycji kusi się akurat fotelem ministra zdrowia. Choć kiedy patrzę na prof. Grodzkiego i to, jak radzi sobie z prezentem od losu jakim jest marszałkowanie w Senacie zaczynam wierzyć, że w jego przypadku to mogło być na serio. Nawet Bartosz Arłukowicz został jednak przekupiony rolą ministra, ale od „wykluczeń” (któż jeszcze pamięta takie stanowisko!), a dopiero później obarczono go zdrowiem.
Kilka rzeczy wydaje się dziś łatwych do przewidzenia i podejrzewam, że będą kłopotliwe dla nowego ministra. Kłopotliwe będzie to, że dziennie zakażeń (nawet tych oficjalnych) będzie jesienią bez porównania więcej niż dziś. Podejrzewam, że pojawią się głosy, że ministrem zdrowia nie jest lekarz, ale ekonomista i dlatego „stawia na gospodarkę, a nie na zdrowie”. I zaczną się tęskne nawoływania (abstrahuję tu od tego, na ile logiczne), żeby sięgnąć jednak po tego, za którego czasów było po 200 zachorowań (choć kiedy odchodzi jest ich akurat 900) dziennie…
Pytanie, czy Szumowski naprawdę odszedł chcąc pozostać w polityce, czy jak plotka głosi, uległ żonie i rodzinie, żeby wreszcie wrócić do nieźle opłacanej pracy i zejść z linii nieustannego zainteresowania mediów, opozycji i wszystkich, którzy choćby lekko zakasłali.