Pani Grażyna Grońska z Wieruszowa (65 l.) choruje na raka piersi z przerzutami do kości. Półtora roku temu państwowa służba zdrowia wydała na nią wyrok – lekarz powiedział jej, że nie ma dla niej ratunku. W prywatnej klinice znalazł się lek, dzięki któremu żyje, ale stale musi być pod nadzorem lekarza. Obowiązkowo raz na trzy miesiące musi wykonać stały zestaw badań. Ale jak to zrobić, gdy na niektóre trzeba czekać pół roku? Seniorka wraz z rodziną odmawia sobie wszystkiego i leczy się praktycznie całkowicie za własne pieniądze.
W podobnej sytuacji są miliony najstarszych Polaków. Nie chcą czekać kilku miesięcy w kolejce do badań lub na wizytę u specjalisty, bo dla wielu z nich takie terminy to śmierć!
Z najnowszego raportu GUS poświęconego wydatkom na ochronę zdrowia w Polsce wynika, że już 34,1 proc. emerytów, mimo że płacą składkę zdrowotną, dopłaca do leczenia. - Im dłuższe są kolejki w publicznej służbie zdrowia, tym więcej seniorów korzysta z prywatnego leczenia. Z własnej kieszeni opłacają leki, wizyty u specjalistów, do których dostęp jest utrudniony oraz badania, na które musieliby czekać miesiącami – podkreśla Ewa Borek, prezes Fundacji My pacjenci. Z badania przeprowadzonego przez tę fundację wynika, że przeciętny pacjent dopłaca do leczenia średnio już ok. 1500 zł rocznie. To kwota dla wielu seniorów wręcz zaporowa. Trudno więc się dziwić, że wielu z nich zapożycza się, żeby sfinansować sobie wizyty u lekarza lub potrzebne badania.