Jerzy Szmajdziński był ministrem obrony narodowej z ramienia SLD. Jako jedna z niewielu ofiar katastrofy pod Smoleńskiem został skremowany, tak zdecydowała rodzina. Urna z prochami Szmajdzińskiego spoczęła na Cmentarzu Wilanowskim. W rozmowie z wtorkową "Gazetą Wyborczą" wdowa po polityki, Małgorzata Szmajdzińska mówi o ekshumacjach smoleńskich i skremowaniu męża. Jak przyznaje, to dla niej trudny temat: - Dokonałam czynności, która ekshumację uniemożliwia. I do której miałam prawo. Źle się czuję mówiąc o tym wprost. To osobista sprawa. Ale myślę, że nawet dla tych rodzin, które akceptują decyzję o ekshumacji, i tak jest ona trudna. Jerzy Szmajdziński był jedną z niewielu osób, których ciała po śmierci zostały spopielone, oprócz niego decyzję o kremacji podjęto w sprawie pochówku Izabeli Jarugi-Nowackiej, ks. płk. Adama Pilcha i Czesława Cywińskiego.
Ale to, że decyzja prokuratury o ekshumacjach nie dotyczy Małgorzaty Szmajdzińskiej, to wdowa bardzo przeżywa całą sprawę. Jak powtarza zwykle żałoba trwa jakiś czas i się kończy, ale żałoba rodzin smoleńskich trwa: - Nie mamy szansy na wyciszenie, uspokojenie. Tak długo jak politycy będą chcieli rozgrywać katastrofę smoleńską, my będziemy także jej ofiarami. Dodała też, że poprzedni rząd popełnił wiele błędów dotyczących katastrofy: m.in. to, że po powrocie ciał do Polski nie sprawdzono obiektywnie tego, co zrobiono w Moskwie. Jej zdaniem pewność w takich przypadkach weryfikacja ofiar powinna być nie stuprocentowa, ale trzystuprocentowa.
W rozmowie z gazetą Szmajdzińska zaznacza, że nie podoba jej się, gdy ofiary katastrofy smoleńskiej są dołączane do apeli poległych w czasie ważnych uroczystości państwowych: - Ubolewam nad tym i uważam, że dla pamięci ofiar katastrofy, także mojego męża, takie działania są bardzo niedobre. Zdaniem wdowy takie działania sprawią, że Polacy: - Będą mieli po dziurki w nosie pamięci o Smoleńsku.
Czytaj: SMOLEŃSK. Będą przymusowe ekshumacje. Ciała spopieliło tylko 4 rodziny