Szef od wyjadania konfitur

2010-02-18 3:00

Fucha jest pierwsza klasa. Nazywa się "szef gabinetu politycznego" i znajduje się przy każdym ministerstwie. Taki szef nie musi się na niczym znać - bo i po co? Oczywiście jeśli się na czymś zna, to nie jest to jakąś wielką przeszkodą, żeby mimo wszystko sprawował swoją nieodpowiedzialną funkcję za duże pieniądze.

Szefem gabinetu politycznego był na przykład Marcin Rosół - nie mając jeszcze lat 30. On akurat sporo umiał. Bardzo dobrze się kontaktował z lobbystą Sobiesiakiem. Pewnie też kontaktował się z innymi, bo w ogóle dość kontaktowy ten Rosół.

Przeczytaj koniecznie: Łukaszenko drwi z Europy

Dziś przed komisją do spraw afery hazardowej dowiemy się, że sporo Rosół nie pamięta, ale generalnie wykaże dobrą wolę pamiętania i przypominania sobie. Te jego umiejętności nie mają co prawda nic wspólnego z wypracowywaniem i analizą strategii politycznej dla ministerstwa, ale przecież coś innego jest ważne.

Ważne, że ten swojak był pośrednikiem, powiernikiem i sekretarką w jednym. Z punktu widzenia państwa i działania ministerstwa potrzebny był jak mucha w zupie. "Super Express" zrobił dziś zestawienie, ile kosztują państwo takie niepotrzebne nikomu i do niczego posadki jak ta Rosoła. Tacy specjaliści od wyżerania państwowych konfitur, za które my płacimy. Polska to musi być bardzo bogaty kraj, że utrzymuje takich ludzi...