Wstąpienie do seminarium było dla niego, jak sam pisze, dużą zmianą. Zwłaszcza że do wspólnoty dołączył zaraz po maturze. Było mu trudno dostosować się do nowych warunków. - Początki zawsze są trudne. Życie w seminarium nie jest wyjątkiem od tej zasady, co nie znaczy, że nie jest ono równocześnie na swoim starcie piękne - wspomina Tymoteusz w tekście opublikowanym na stronie internetowej seminarium. Dodaje, że otrzymanie upragnionej suscepty, czyli dokumentu włączającego w grono kleryków, to dopiero początek trudnej drogi. - Nie było to łatwe. Trzeba się było przyzwyczaić do życia według ścisłego planu, wczesnego wstawania, pamiętać o rytmie modlitw i przestrzegać czasu milczenia - dodaje. Do tego dochodziły także prace w domu seminaryjnym, ale także i w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu, gdzie chłopcy z seminarium sprzątali i pomagali personelowi medycznemu. Potem rekolekcje, liczne spotkania z przewodnikiem duchowym, czas przeznaczony na modlitwę i milczenie.
Na pierwszym roku Tymoteusz zamieszkał w seminarium przy ul. Piłsudskiego, czyli w centralnym punkcie Krakowa. Pilnie chodził na zajęcia, by zaliczyć sesję egzaminacyjną. Nic więc dziwnego, że młodziutki syn Beaty Szydło miał wątpliwości. - Pamiętam, że nasze pierwsze rekolekcje miały w sobie wiele napięcia, każdy zadawał sobie pytanie "zostać czy nie". Próbowaliśmy w ciszy udzielić na nie odpowiedzi. Lwia część postanowiła zostać - dodaje.
W przyszłym roku Tymoteusz Szydło ma być wyświęcony na księdza.
Zobacz: SONDA: Najsilniejszy polityk na prawicy: Duda, Szydło czy Kaczyński? GŁOSUJ!