Piotr Duda w latach 80. służył w elitarnej VI Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej i brał udział m.in. w polskiej misji w Syrii. Jego syn Marcin poszedł w ślady ojca i był funkcjonariuszem Żandarmerii Wojskowej. Marzył o tym, by zostać zawodowym żołnierzem, ale armia proponowała mu jedynie kontrakty i nie chciała go przyjąć do szkoły podoficerskiej.
Młodemu Dudzie nawet przez myśl nie przeszło, żeby poprosić ojca o pomoc. Dlatego odszedł z wojska. Długo szukał pracy, a kilka miesięcy temu zatrudnił się jako ochroniarz na statkach handlowych różnych bander. Jego zadaniem jest obrona załóg i strzeżenie jednostek przed atakami piratów na wodach m.in. Somalii.
- Piotr załatwiłby synowi przyjęcie do szkoły podoficerskiej i służbę zawodową jednym telefonem, bo zna bardzo dobrze generałów i najważniejszych ludzi w wojsku. Nie zrobił tego, bo Dudowie są uczciwi. Marcin nie miał o to pretensji do ojca, nigdy nie poprosiłby ojca o załatwienie pracy, bo to dla Dudów nie jest temat do rozmowy. Piotr to nie jest człowiek, który załatwia coś komuś po znajomości. On walczy z takimi układami - mówi nam bliski współpracownik Piotra Dudy.
Marcin Duda wykonuje niebezpieczną pracę na dalekich wodach, ale ojcu się nie skarży. - To twarde charaktery. Nie do złamania. Jak się spotykają, to opowiadają sobie, co u nich słychać, ale Piotr nigdy by nie pozwolił, żeby syn się mu skarżył. Za to spierają się o piłkę nożną. Bo Marcin kibicuje Piastowi Gliwice, a Piotr jest za Górnikiem Zabrze - tłumaczy nasz rozmówca.
Zobacz także: Joanna Senyszyn do Piotra Dudy: Zamiast pyskować powinien POWIESIĆ się na takim psim ręczniku