Był 24 lutego, gdy życie młodej matki wywróciło się do góry nogami. – W nocy dostałam od syna wiadomość, że rozpoczęła się wojna. Zrobiło mi się słabo, gdyż Dmytro stacjonował w Chersoniu, niemal przy samej granicy – relacjonuje pani Halina, od trzech lat żyjąca i mieszkająca w Warszawie. Mimo pogarszających się relacji rosyjsko-ukraińskich i widma nadciągającej wojny jej syn Dymitr, zamiast pójść na ukochaną architekturę, zdecydował się związać swą przyszłość z siłami zbrojnymi. – Jeszcze do ostatnich dni wszyscy mięliśmy nadzieję, że do wojny nie dojdzie. Sam Dmytro dzień przed inwazją oceniał szanse na konflikt 50 na 50 – mówi stęskniona matka.
24 lutego oddział Dmytro z Chersonia przetransportowano do Odessy. Następnego dnia o 6 rano Dmytro wysłał matce zdjęcie z pojazdu z dopiskiem: „Wyjeżdżamy, nie mogę powiedzieć gdzie, wszystko będzie dobrze”. Następnie nastała cisza, która dla kobiety zdawała się trwać wieki... W końcu przyszła upragniona wiadomość.
CZYTAJ>>Wyrwaliśmy ich z piekła wojny! Specjalna korespondencja naszych wysłanników z wojny w Ukrainie
– Dmytro żyje, uspokaja mnie i pociesza – z wyczuwalną dumą w głosie mówi pani Halina. – Tylko mówi, jak ruskie opuszczają czołgi i BTR-y, jak brakuje im paliwa, jedzenia, jak czują strach i beznadzieję całej sytuacji, w której postawił ich Putin. I ja sama inaczej zaczęłam patrzeć na sytuację. Z większą nadzieją, że to już wkrótce wszystko się skończy – mówi matka, obecnie będąca w drodze do Ukrainy...
NIŻEJ GALERIA ZDJĘĆ Z EWAKUACJI UCHODŹCÓW Z UKRAINY: