Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Świetlik: Było się lepiej zachowywać

2016-02-11 3:00

Argument, że nie można na banki lub inne zagraniczne korporacje nakładać podatków, bo koszty z miejsca przerzucą na klienta, przypomina tłumaczenia pochodzące z dawnych czasów, że nie wolno bronić się przed niemieckim czy sowieckim okupantem, bo stanie się jeszcze bardziej okrutny. Nie to, żebym banki czy im podobne biznesy porównywał do hitlerowców lub bolszewików. To z zasady potrzebne instytucje, ale logika rozumowania jest zbliżona. Wybaczcie Państwo, ale szacowne instytucje świata zachodniego nie potraktowały was jako jego reprezentantów. Raczej jak stado osłów, które do roboty zapędzi się za garść marchewek, czy czym tam się karmi osła.

Dobrze to widać po towarzystwach ubezpieczeniowych. Owszem, na całym świecie dochodzi do wyłudzeń odszkodowań. W "Ziemi obiecanej", w jakże bogatszej narodowościowo przedwojennej Łodzi, jednego dnia "spalił się na glanc" Goldberg, drugiego ktoś inny, co okazywało się lepszym biznesem niż produkcja, i złotym środkiem na wahania kursów walut. Do dziś w najbardziej eleganckich towarzystwach nie brakuje osób, których by tam nie było, gdyby nie podobne numery. Ale na Zachodzie mimo to klienta nie traktuje się z zasady jako potencjalnego złodzieja, tym bardziej jako idioty czy kurczaka do oskubania. U nas tak. Bo jak inaczej nazwać metody wielkiej firmy ubezpieczeniowej, związanej z wielkim bankiem, która tak ładnie prosiła mnie, bym właśnie u nich ubezpieczył samochód? Wykupując polisę AC, dopytywałem się, czy na pewno jakby coś, obędzie się bez zbędnych ceregieli, kombinowania, biurokracji, bo dosyć zapracowany jestem. "Ależ jasne. Pewnie. Będzie tak samo szybko jak przy podpisywaniu umowy i rachunku za polisę. Patrz pan, jacy szybcy jesteśmy".

Po dwóch latach postanowiłem po raz pierwszy z mojego AC skorzystać, bo jakiś rodak, którego opisać mogę jednosylabowym wyrazem obelżywym, przerysował mi drzwi, wgiął błotnik i zwiał. Po przekonaniu telefonistek, że szkodę na pewno chcę naprawić z ubezpieczenia, a nie prywatnie, przyszedł czas na dokumenty. Dostałem mejlem plik dokumentów, a w nich pytania o jakieś detale lakiernicze, zużycie bieżnika i tym podobne. Sprawę chciałem załatwić z rzeczoznawcą, ale ten odesłał mnie do infolinii. Infolinia do "działu likwidacji szkód". Ten dział cechuje głównie to, że nie można się do niego dodzwonić, zupełnie inaczej niż do działu, który zajmuje się opychaniem polis. Tam zawsze wam pomogą. Szczęśliwie mogę się na nich odgryźć poprzez felieton. Mam jedno na jego obronę. Nie jest wyjątkowe. Banki, fundusze, telefonie komórkowe najbardziej lubią człowieka dopóki nie zostanie ich klientem. A im bardziej stałym, tym mniej o niego dbają. Dlatego nie widzę powodu, by dbać nadmiernie o nie. Niech bulą. A przede wszystkim niech powstaje i się rozwija krajowa, spółdzielcza czy jakakolwiek inna konkurencja dla nich.

Zobacz także: Mirosław Skowron: Panie Radku, pan się nie boi...