mirosław skowron

i

Autor: "Super Express"

Mirosław Skowron: Panie Radku, pan się nie boi...

2016-02-09 3:00

Radek Sikorski ogłosił, że nie wraca z zagranicy, bo "Polska jest znowu krajem, w którym trzeba bać się podsłuchów".

Jak to znowu?! Panie Radku, pan się nie boi. Może pan przeoczył, ale Platforma już Polską nie rządzi. To za rządów Platformy podsłuchiwano pana, a także kilku innych ministrów z pańskiego rządu, a podobno także premiera. To za rządów PO miała działać jakaś nieformalna grupa podsłuchująca szefów służb, a nawet ich śledząca. To za rządów PO nielegalnie inwigilowano 80 osób, w tym dziennikarzy zajmujących się tzw. aferą podsłuchową.

Podkreślmy nazwę afery, bo może pan Radek nie słyszał o aferze, która ostatecznie obaliła i jego: podsłuchowa.

Donald Tusk i Ewa Kopacz zasłużyli na tytuły rekordzistów Europy w inwigilacji. Za ich czasów służby, prokuratura, policja i inni występowali o dane, numery i billingi własnych obywateli ponad 2 miliony razy rocznie. Dla porównania w większych Niemczech było to 80 tysięcy razy.

Wśród nagrań obnażających prawdę o polskiej polityce najgroźniej brzmią antydemokratyczne knucia panów Sienkiewicza i Belki. Najbardziej żenujące są jednak wynurzenia (ex aequo) pani Bieńkowskiej i właśnie pana Radka.

Pan Radek podczas rozmów deklaruje "murzyństwo" i "robienie laski" Amerykanom. W zestawieniu z jego polityką oznacza to, że przez niemal 10 lat swojego ministrowania w rządach PiS i PO robił coś kompletnie niezgodnego z prawdą i z własnymi poglądami. Politycznie bardziej się ośmieszył chyba tylko pamiętny premier Węgier, deklarując, że "kłamał w dzień i w nocy". Tyle że jego wyborcy traktowali poważnie, co stało się powodem buntu i wyniesienia do władzy Orbána. W Polsce pana Radka od dawna nikt już poważnie nie traktował.

Kariera Sikorskiego była jedną z najbardziej błyskotliwych, ale i najdziwniejszych w dziejach III RP. Zaczynał jako radykalny, bezkompromisowy prawicowiec wątpiący w UE i pielęgnujący legendę dziennikarza, który strzelał do Ruskich. Pod koniec stał się najgorętszym zwolennikiem Niemiec i ich dominacji w polityce, a także szastającym forsą, zarozumiałym sybarytą.

Nie umiał zbudować wokół siebie żadnego środowiska. Podobno dlatego, że nikt w polityce go nie lubił. Nawet w PO. Pod koniec kariery polubił go co prawda Tomasz Lis, ale to z kolei jest człowiek, którego nikt nie lubi w środowisku dziennikarskim, a jak wiadomo z matematyki - dwa zera nie dają nowej jakości. Niewątpliwie miał jednak papiery na zrobienie kariery, miał znajomości na Zachodzie. I sam to pracowicie zaprzepaścił.

Była to zarazem chyba ostatnia taka kariera w naszej polityce. Z polskiej polityki i mediów odchodzi bowiem na szczęście mocno zakompleksione pokolenie, na którym robiło wrażenie samo to, że ktoś potrafił coś zagadać po angielsku. Dziś takie kompetencje ma większość ciężko zasuwających na śmieciówkach młodych ludzi. Tyle że nad nimi warszawskie salony nigdy z zachwytem się nie pochylą.

Zobacz: Marek Król: Polityczna pedofilia