Światosław Wakarczuk

i

Autor: Archiwum prywatne Światosław Wakarczuk

Swiatosław Wakarczuk: Wojna się nie skończy, zanim cała Ukraina nie zostanie wyzwolona

2022-06-12 22:46

Przed wojną zapełniał największe stadiony Ukrainy, dziś występuje dla ukraińskich żołnierzy na froncie. Legenda ukraińskiego rocka Swiatosław Wakarczuk w specjalnej rozmowie mówi o potrzebie wyzwolenia jego ojczyzny.

„Super Express”: - Od wybuchu wojny był pan w strefie aktywnych działań wojennych: w bombardowanym Charkowie, Odessie. Kiedy na Kijów spadały rakiety, grał pan tam w metrze, dla chroniących się w nim ludzi. Jak pan wspomina te wyjazdy?

Swiatosław Wakarczuk: - Bardzo trudne pytanie. W Ukrainie mówimy, że po 24 lutego nasze życie zamieniło się w jeden dzień, który nie chce skończyć. Pierwszy raz poczułem, że coś się zmieniło, kiedy wyjechałem za granicę. Do Berlina. Wtedy zobaczyłem normalność i pokój. W Ukrainie dziś nie ma normalnego życia. Są miasta, gdzie jest mniej lub bardziej niebezpiecznie. Na daleki od frontu Lwów ciągle spadają rakiety. W miarę bezpiecznym Kijowie wszędzie są punkty kontrolne, jest dużo zaminowanych miejsc. Słyszymy o historiach osób, które cały czas odczuwają skutki miesięcznej rosyjskiej okupacji w obwodzie kijowskim. Im dalej na wschód, tym bardziej niebezpiecznie.

- Także tam na wschodzie Ukrainy spotykał się pan z ukraińskimi żołnierzami.

- Nie pokazywałem większości tych wyjazdów ze względów bezpieczeństwa. W ciągu trzech miesięcy na froncie spotkaliśmy się z 25 brygadami ukraińskiej armii. Zrobiliśmy dla nich blisko 100 występów. Czasem mieliśmy 3, 4, a nawet 5 takich występów dziennie. Wzdłuż linii frontu. Sytuacja tam jest niezwykle trudna. Niektóre miejsca, gdzie byłem, są już w tej chwili okupowane. Ale myślę, że to nie potrwa długo. Odbijemy te tereny, tak samo jak obwód czernihowski, kijowski czy sumski.

- W sieci wielką popularnością cieszy się pański występ w wyzwolonej elektrowni atomowej w Czarnobylu.

- Pojechałem tam, bo chciałem wesprzeć jej pracowników. Opowiadali mi, co robili tam Rosjanie, OMON, kadyrowcy. Straszne rzeczy. Siedzimy teraz w cichym studiu, a tam, w miejscach które znam na pamięć – nawet w tej chwili trwa walka. Ludzie, których znam, walczą. Część z nich została ranna. Są wśród nich też zabici… Modlę się o swoich bliskich. Żeby nikt z nich nie ucierpiał. Niektórzy z moich znajomych są w tej chwili w szpitalu. Zostali ciężko ranni. Nie da się o tym nie myśleć. Ani w Berlinie, ani w Warszawie. To cały czas Ci towarzyszy.

Rosja szykuje atak terrorystyczny w Europie? Ukraina ostrzega

- Polacy są pod wrażeniem tego, jak dużo gwiazd ukraińskiej muzyki poszło walczyć. Niektórzy rozwożą pomoc humanitarną. Niektórzy walczą na froncie informacyjnym. Jaką pan ma dziś misję?

- Myślę, że gdyby Polacy byli na naszym miejscu, robiliby to samo. Musimy się bronić. Musimy bronić naszego państwa, bo nikt poza nami tego nie zrobi. Musimy walczyć z bronią w ręku, żeby przepędzić wroga. Przez trzy miesiąca wojny nie wyjeżdżałem za granicę. Myślałem, że muszę zostać w Ukrainie, żeby pomagać na miejscu. Robić to, co w mojej mocy. W marcu to były wyjazdy do miast. Do szpitali. Do punktów humanitarnych. Do ludzi. Graliśmy na placach miast. W Charkowie, w Odessie, w Kijowie, w Borodiance, w Buczy. Pamiętam Ochtyrkę, gdzie jak przyjechaliśmy, zaczął się ostrzał. Od kwietnia skupiam się na wyjazdach na front. Jeżdżę do żołnierzy. Będziemy kontynuować takie wyjazdy. Teraz mam jednak poczucie, że musimy podwoić wysiłki, żeby zwiększyć światowe wsparcie dla Ukrainy. To dla nas bardzo ważne. Intuicyjnie to czuje, ale widzę to także, monitorując wiadomości.

Wywiad ze Swiatosławem Wakarczukiem. UkrALINA

- Ukraina znika z pierwszych stron zachodnich gazet.

- Z jednej strony znika, ale z drugiej strony – w samej Ukrainie zmieniają się nastroje. Trzymamy linię obrony. Sytuacja na froncie jest krytyczna, ale jestem pewny, że wytrzymamy. Wygramy. Posunięcia wroga na froncie mają bardziej taktyczny, mniej strategiczny charakter. Wróg manewrując, traci masę ludzi. To ich sprawa oczywiście, ale taka jest prawda. Im bardziej będą do nas leźć, tym mocniej od nas dostaną. Minął już ten pierwotny szok. Myślę, że teraz możemy robić równolegle kilka rzeczy. Będziemy dalej jeździć na front, tam gdzie jeszcze nie byliśmy. Jest jest dużo brygad, gdzie jeszcze nie byliśmy. Czasem się zdarza, że jedziemy do jednej brygady, a do drugiej już się nie wyrabiamy. Potem tam znowu wracamy.

- Według oficjalnych statystyk linia frontu się rozciągnęła już na 1000 km. Ma Pan, gdzie jeździć.

- Myślę, że jest nawet dłuższa. Bo nie mamy jednej linii frontu. Byliśmy właściwie wszędzie. Myślę więc, że nadszedł już taki moment, kiedy musimy podwoić nasze wysiłki na arenie międzynarodowej. Teraz jako Okean Elzy ruszamy w trasę pod hasłem “Help for Ukraine”. To nie jest tylko kwestia uzyskania wsparcia finansowego, choć oczywiście chcemy wesprzeć wojsko oraz wolontariuszy. Będziemy to robić. Na przykład zbliżający się koncert w Warszawie będzie charytatywny.

- Okean Elzy wystąpi 28 czerwca. Biletów już nie ma.

- Robimy też koncert we Wrocławiu. Mamy pomysł, żeby zrobić kolejny koncert w Warszawie. Chcieliśmy zrobić to na stadionie, ale nie chcieliśmy wydawać na to dużo pieniędzy. To nie jest czas na szastanie pieniędzmi. Przede wszystkim musimy dotrzeć do świadomości ludzi na świcie. Przypominać o sobie. Dlatego celem tych koncertów dla mnie osobiście nie jest zbiórka pieniędzy, bo dużo osób to robi. Raczej wysyłamy w ten sposób informacje do świata – jesteśmy, walczymy. Bo na nasze koncert przychodzą nie tylko Ukraińcy. Są to ludzie z różnych części świata. Potem ci ludzi opowiadają o wojnie swoim znajomym. O to chodzi - żeby nie przestawać o tym mówić. Bo ta wojna niestety będzie trwała długo. Może w jakimś momencie, zmaleje intensywność działań wojskowych. Ale wojna jako taka się nie skończy, dopóki wszystkie ukraińskie terytoria nie zostaną odzyskane. Zanim nie osiągniemy wszystkich celów, które przed nami dziś stoją.

- Spotyka pan wielu żołnierzy na froncie. Jak oni przeżywają tę wojnę? Bo o nastrojach w ukraińskiej armii wiemy niewiele.

- Chłopcy na froncie ciągle żartują! Widać, że to podnosi ich duch, dodaje im otuchy i pewności siebie. To atut ogromny! Człowiek, który traci poczucie humoru, to człowiek, który się załamał. Odważny człowiek ma siłę na żarty. Nie wolno bać się śmiać w czasie wojny. Ironia, śmiech czy żarty dodają ci sił. Zdarzają się nawet w czasie ostrzału bardzo komiczne historie.

- Coś szczególnie pan zapamiętał?

- Przyjeżdżamy do jednej wiosek na południu Ukrainy. Zawsze przed występami na froncie żołnierze informują nas, gdzie jest schron, gdzie się ukryć w razie ostrzału. Kończymy już występ. Słyszymy, że zaczyna się ostrzał artyleryjski. Niedaleko od nas. Na szczęście przeżyliśmy, ale musieliśmy się schować. Wchodzimy do schronu. Jest ciemno. Nikogo nie widać. Wchodzą tam lokalni mieszkańcy tej wioski, w tym dwie nastolatki w wieku 14-15 lat. Nie wiedzą, że jestem tam w schronie. Ktoś zapalił. Zapalniczka rozświetliła pomieszczenie no i te dziewczyny patrzą na mnie przerażone, ale i zdziwione. Nigdy nie myślały, że mnie spotkają. Z tego szoku jedna tak zaczęła przeklinać, że wszyscy pokładaliśmy się ze śmiechu.

- Wszyscy pamiętamy tę noc, kiedy zaczęła się wojna. Wszyscy panicznie dzwonili do bliskich, żeby ich uprzedzić. Sprawdzić, jak się mają. Dziś natomiast wszyscy chcą wiedzieć, kiedy i jak wojna się skończy. Wszyscy chcemy wierzyć w to, że zwycięstwem Ukrainy. Pytanie, za jaką cenę. Jak pan to widzi?

- Psychologowie mówią, że nic tak nie męczy jak niepewność i proces oczekiwania. Musimy odrzucić niepewność. Lepiej codziennie myjąc zęby przed snem zadać sobie proste pytanie. Szczególnie zadawać je sobie przed lustrem powinny osoby, które kładą się do snu w pokojowej atmosferze.

- Jakie to pytanie?

- Czy coś zrobiłem, by Ukraina wygrała? Jeśli odpowiedź jest pozytywna, to można iść spać z poczuciem spełnienia. Warto to ćwiczenie powtarzać codziennie. Dlaczego? Po pierwsze, gdy miliony z nas będą pracować na nasze zwycięstwo w swoim mieście, będziemy mogli je ogłosić wcześniej niż myślimy. Po drugie, kiedy człowiek robi coś ważnego, nie ma czasu, żeby myśleć o tym, ile to potrwa. Wszystkie te miesiące żyłem w trybie działania. Budziłem się o 5 czy 6, a czasem o 4 nad ranem. Pokonywałem kilkaset kilometrów, żeby kogoś wesprzeć. Potem wracałem i padałem ze zmęczenia. Nie masz czasu w takim trybie na zastanawianie się czy rozkminianie sytuacji na globalnej szachownicy.

- Nie ma pan na to czasu, czy ochoty?

- Jestem zwykłym człowiekiem. Nie mam dostępu do poufnych informacji, więc jak mogę pomóc? Czy w jakiś sposób komuś pomoże mój kolejny post o prognozach na przyszłość? Nie. W ten sposób nikomu nie pomogę. Mogę pomóc jedynie działaniem. Zawsze apeluję do ukraińskich polityków czy innych osób publicznych: nie mówcie proszę naszym żołnierzom, jak mają walczyć. Nie doradzajcie im. Nasi żołnierze wiedzą, co robią. To specjaliści. Musimy tylko ich wspierać. Wierzyć w nich. Dziękować im. Ufać. Musimy ich podnosić na duchu. Pomagać tak, jak możemy. Słowem. Pieśnią. Pieniędzmi. Chciałbym też skorzystać z okazji, że występuje w polskim mediów i podziękować Polakom. Dziękuję Wam drodzy za Wasze wsparcie! Jesteście w naszych sercach.

Rozmawiała Alina Makarczuk

Sonda
Chciałabyś/chciałbyś mieć papier toaletowy z Putinem?