Świat boi się rosyjskiego imperializmu

2008-12-06 7:00

Ostatnie decyzje państw Unii Europejskiej i NATO wskazują, że Ukraina i Gruzja szybko nie wejdą do struktur euroatlantyckich. Ich akcesja blokowana jest przez Kreml - ocenia ukraiński politolog i poseł Oleś Donij.

"Super Express": - UE wznowiła dialog z Rosją, a w tym samym czasie NATO dało sygnał Ukrainie, że na razie nie ma dla niej miejsca w Sojuszu. To porażka euroatlantyckich aspiracji Kijowa. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy?

Oleś Donij: - Na sceptycznym stosunku Unii i USA do Kijowa zaważyły dwa czynniki - sytuacja wewnętrzna na Ukrainie i wzrost pozycji Rosji w świecie.

- Zacznijmy od samej Ukrainy...

- Nie udało się przeprowadzić reform w żadnej z kluczowych sfer: gospodarczej i społecznej. Nie udało się wypracować jedności społeczeństwa i nie udało się potwierdzić w praktyce wspomnianych euroatlantyckich aspiracji. Elity pomarańczowych i niebieskich zamiast tego zajęte są walką o stołki i pomnażaniem kapitału.

- A wpływ Rosji?

- Kraj ten sukcesywnie uzależnia Zachód od dostaw surowców energetycznych. Jest też traktowany przez tzw. starą Europę jako potencjalny sojusznik w konkurencyjnej przepychance ze Stanami Zjednoczonymi. Nie zapominajmy również o wpływie rosyjskich służb specjalnych i finansjery na prominentnych polityków i środowiska opiniotwórcze na Zachodzie. Czasem przybiera to formę skandalu - jak w przypadku Romano Prodiego czy Gerharda Schroedera - lecz częściej odbywa się po cichu.

- Wracając do pierwszej przyczyny - przecież niejeden kraj był przyjmowany do Unii i NATO, nie spełniwszy wszystkich stawianych wymogów. Wykazywano się jednak wobec nich dobrą wolą, aby je zdopingować...

- Tak mogłoby być i w przypadku Ukrainy. Ale istnieje ta druga, rosyjska przyczyna - Rosja nie życzy sobie Ukrainy ani w Unii, ani w NATO. Dlatego stara Unia ma świetny argument do ochłodzenia relacji z Ukrainą i wytłumaczenia swojej prorosyjskiej orientacji: Ukraina nie radzi sobie, a nawet nie do końca chce sobie radzić. Niestety ich diagnoza jest słuszna.

- Ostatnio prezydent Juszczenko zaczął się wypowiadać o Rosji w innym tonie niż zwykł to robić dotychczas - mówi o historycznych więzach, o tradycyjnych sympatiach... Dostał kosza od Zachodu, więc zmienia front?

- Ależ nie. Świadczy to wyłącznie o braku silnej woli i braku sprecyzowanych orientacji politycznych. Jest to typowe dla ukraińskich polityków lawirowanie w celu zawarcia krótkiego sojuszu.

- Co będzie dalej z Ukrainą?

- Musimy się doczekać nowego pokolenia, które będzie nie tylko bardziej proeuropejskie od poprzedniego, ale też bardziej od niego proukraińskie. Aby to w ogóle nastąpiło, potrzebna jest intensyfikacja kontaktów z Zachodem i to na wielu płaszczyznach. Niestety Europa niweczy te szanse, odgradzając się od Ukrainy. Weźmy chociażby kwestię wiz. Ukraina trzy lata temu zniosła obowiązek wizowy wobec obywateli Unii. Tymczasem Unia tego gestu nie odwzajemniła. Orientacji ludzi na Rosję sprzyja choćby to, że tam można łatwo jeździć i na Ukrainie rosyjskie media są szeroko dostępne.

- Czyli pozostaje po prostu czekać na pojawienie się nowego pokolenia?

- Cóż, na pewno jest to niebezpieczna bierność i fatalizm. Rosyjscy politycy i publicyści zachowują się coraz agresywniej wobec Ukrainy. Dotyczy to np. sytuacji stacjonującej na Krymie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Tymczasem stara Europa nie reaguje. Przyjęła pozycję analogiczną do Francji i Wielkiej Brytanii w 1938 roku w Monachium. Przypomnijmy, Hitler pod pretekstem obrony praw Niemców sudeckich krok po kroku doprowadził do likwidacji Czechosłowacji. Ostatecznie i tak apetyty Hitlera zakończyły się wojną. Dziś retoryka Kremla o obronie praw ludności rosyjskojęzycznej na Ukrainie wielce przypomina niemiecką retorykę przed wybuchem II wojny światowej. Pobłażliwość Zachodu też jest podobna. Po sytuacji z sierpnia bieżącego roku w Abchazji i Osetii Południowej to źle wróży Ukrainie.

Oleś Donij

Ukraiński politolog, poseł do parlamentu z ramienia partii Wiktora Juszczenki - Nasza Ukraina