Stefan Wilmont został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności z możliwością warunkowego zwolnienia po upływie co najmniej 40 lat kary. Sąd uznał, że w chwili popełnienia morderstwa oskarżony miał ograniczoną poczytalność. Zezwolił także na publikację nazwiska i wizerunku zabójcy z uwagi na ważny interes społeczny. - Najistotniejsze było ustalenie motywu. Badanie zdrowia psychicznego oskarżonego determinowało czas trwania postępowania przygotowawczego. Niezbędne było przygotowanie opinii przez trzy zespoły biegłych psychiatrów i psychologów - uzasadniała wyrok sędzia Aleksandra Kaczmarek.
W czasie odczytywania wyroku, szczególnie fragmentu o obrażeniach, jakie odniósł wskutek ataku Paweł Adamowicz, Stefan Wilmont cały czas chichotał. - Zaobserwowano zaburzenia komunikacji międzyrówieśniczej. W oskarżonym narastało poczucie inności. W wielodzietnej rodzinie był pozostawiony sam sobie. Jedynym sposobem radzenia sobie było wycofanie się. Zaburzenia zachowania przyjęły charakter buntu. Oskarżony nigdy nie zdobył wykształcenia podstawowego i żył na uboczu. Jedynym oparciem były gry komputerowe – mówiła sędzia. Podkreśliła, że nie ma dowodów, by ktoś z nim współpracował podczas popełniania zbrodni.
Przypomnijmy, że Stefan Wilmont zaatakował nożem Pawła Adamowicza podczas finału WOŚP w 2019 roku. Zadał mi ciosy nożem. Sędzia podkreślała, że do zbrodni się przygotował i było to "zabójstwo z zamiarem bezpośrednim". Były prezydent Gdańska zmarł następnego dnia w szpitalu.