Całą burzę wokół rzekomego związku Anny Grodzkiej z asystentką Podobińską rozpętał tygodnik "wSieci", który ogłosił, że posłanka "prywatnie mieszka z heteroseksualną kobietą". Gazeta zasugerowała, że obie kobiety żyją ze sobą w związku. "Można rzec: zwykłe, mieszczańskie życie normalnej rodziny" - napisał tygodnik.
- To potworne kłamstwa! Nie jesteśmy żadnymi kochankami i nie mieszkamy razem! - oburza się na to w rozmowie z nami Stanisława Podobińska. I na dowód pokazuje nam swoją część domu oraz zdjęcia ukochanego męża Piotra, z którym żyje już czterdzieści lat. Przyznaje przy tym, że bliźniak jest własnością jej i Grodzkiej.
- Z czasem pewnie zrobimy rozdzielność, ale póki co dom jest wspólny - mówi nam kobieta.
Z posłanką zna się od dziewięciu lat, są bliskimi przyjaciółkami, zawsze mogą na siebie liczyć. - Pożyczamy czasem od siebie cukier czy sól - śmieje się pani Stanisława.
I dodaje, że kiedy Anna Grodzka w trakcie posiedzeń Sejmu nocuje w hotelu, jej asystentka opiekuje się jej kotami.
- Wypuszczamy je do ogrodu, karmimy i wpuszczamy do mieszkania. Kotki często śpią na mojej werandzie, ale to jest słodkie i przecież nie będę ich wyganiać - żartuje Stanisława Podobińska. Również sąsiedzi bardzo lubią Annę Grodzką i rodzinę Podobińskich. Jak nam mówią, nigdy nie widzieli, aby posłanka paradowała w męskich strojach po domu (a tak sugerowało "wSieci").
- To bzdury wyssane z palca. Ania jest przemiłą kobietą, często pomagam jej przy pracach ogrodowych w lecie - mówi nam jeden z jej sąsiadów.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail