Stanisław Zagrodzki

i

Autor: Robert Zalewski

Stanisław Zagrodzki: Kłamstwo zwalczane kłamstwem

2018-04-13 6:13

Kuzyn Ewy Bąkowskiej, Stanisław Zagrodzki, w rozmowie z Przemysławem Harczukiem.

"Super Express": - Jest pan kuzynem Ewy Bąkowskiej, która zginęła 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku. Przed laty uczestniczył pan w konferencjach smoleńskich, ostatnio jednak wypowiedział się pan krytycznie wobec działań pana ministra Antoniego Macierewicza i podkomisji smoleńskiej. Dlaczego?

Stanisław Zagrodzki: - Ponieważ znam materiały dotyczące tragedii smoleńskiej, które przeczą temu, co komisja próbuje nam przekazać.

- Na czym polegają te przekłamania komisji?

- Na tym, że przedstawiciele podkomisji wychodzą do mediów, opowiadają w nich rzeczy, na które nie mają stuprocentowego potwierdzenia. Podają fakty, które potem weryfikowane są negatywnie, a to kładzie się cieniem na wszystkich dalszych ustaleniach.

- Pan przed laty wierzył w Antoniego Macierewicza. Czy dziś uważa pan, że zaufanie rodzin do podkomisji smoleńskiej zostało nadwyrężone?

- Nie wiem, jak jest w przypadku innych rodzin, moje zaufanie na pewno zostało wielokrotnie nadszarpnięte. Faktycznie wierzyłem w to, że da się okoliczności katastrofy wyjaśnić. Że gdy będzie dostęp do źródeł, którymi nie dysponował zespół parlamentarny kierowany przez Antoniego Macierewicza - źródeł prokuratorskich, rządowych - uda się dojść do prawdy. Trzeba być jednak uczciwym. Trzeba chcieć te materiały kompleksowo przeglądać. To musi być długotrwała, żmudna, ciężka praca. Jeżeli jakieś dowody mają wady, to należy te wady wykazać. Ale na dziś nie ma żadnych przesłanek, by powiedzieć że jakieś dowody są fałszywe, czy prawdziwe. To jest technika - trzeba wykonać szereg eksperymentów, doświadczeń. Wyciąganie przedwczesnych wniosków bez mocnych dowodów nie służy ani wyjaśnieniu przyczyn katastrofy, ani wiarygodności komisji.

- Z czego to wyciąganie przedwczesnych wniosków się bierze?

- Ja nie siedzę w głowach Antoniego Macierewicza ani innych członków podkomisji. Wiem, na jakich materiałach pracują. Publicznie wypowiadają się bardzo szeroko co najmniej od października ubiegłego roku. I jak się tego wszystkiego słucha, to odnoszę wrażenie, że nie ma tam jednego spójnego przekazu. Są jakieś wyrwane z kontekstu wypowiedzi, które szkodzą wyjaśnianiu przyczyn tej katastrofy. Jeżeli będziemy działać w ten sposób, to coraz większa rzesza ludzi będzie utrwalać sobie fałszywy przekaz. Nie można zwalczać jednego kłamstwa drugim kłamstwem. To jest nie do przyjęcia.

- Czyli, pana zdaniem, komisja powinna pracować po cichu, a dopiero na koniec opublikować ostateczny raport?

- Uważam, że wszelkiego rodzaju raporty częściowe, szczególnie robione pod kalendarz wyborczy, nie mają najmniejszego sensu i szkodzą. A jeszcze bardziej szkodzą raporty, w których są merytoryczne błędy. Wypowiedzi publiczne, które nie są ostatecznie zweryfikowane, tworzą wrażenie próby przeforsowania jakiejś hipotezy niepopartej faktami na siłę. To budzi moje oburzenie. Skończył się czas zespołu parlamentarnego, gdzie z braku dostępu do wszystkich oryginalnych materiałów można było budować różne hipotezy i wysnuwać najdziwniejsze wnioski. Dziś komisja dysponuje już dużo szerszym materiałem i powinna go dokładnie poznać. Niestety, mam wrażenie, że wielu członków komisji nie zapoznało się ze wszystkimi materiałami. I to jest prawdziwy dramat.

- Premier Jarosław Kaczyński sprawia wrażenie, jakby dystansował się od ustaleń podkomisji. Z kolei transmisji z publikacji raportu nie przeprowadziło TVP Info.

- Nie jest moją rolą ocenianie tego, co dzieje się w ugrupowaniu o nazwie PiS. Moją rolą jest to, by najrzetelniej, jak to jest możliwe, została zbadana katastrofa smoleńska. Nigdzie na świecie tego typu katastrofa nie została wyjaśniona bez czynnego udziału rodzin. I jeśli chcemy mieć rzetelny raport, to musimy patrzeć na ręce wszystkim stronom sporu, które są niestety zamieszane w tę sprawę. Najlepiej byłoby, gdyby polityka odeszła ze Smoleńska precz i przestała mieszać w tym kociołku.

- To możliwe?

- Jest naprawdę wielu ludzi z otwartymi umysłami, którzy są w stanie dojść do prawdy, tylko trzeba dać im czas na spokojną i merytoryczną pracę. Jak panowie z podkomisji pragną iść na skróty i przez media wyjaśniać, co się stało, wciskając nam bardzo często rzeczy niezweryfikowane bądź sprzeczne z materiałem dowodowym, to otwarcie mówię, że nie zgadzam się z takim działaniem. Błędami i zaniechaniami usiane było już poprzednie postępowanie wyjaśniające. Dziś nie ma na to ani miejsca, ani czasu. Śledztwo trzeba przeprowadzić rzetelnie, eksperci niech wreszcie się pochylą nad materiałem dowodowym - to ma być wzorcowo przeprowadzone dochodzenie. Niestety od jakiegoś czasu widzę, że niektórym osobom strasznie się spieszy. Prawdopodobnie ma to związek z kalendarzem wyborczym. Uważam, że to szkodzi rzetelnemu wyjaśnieniu katastrofy.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Raport o katastrofie smoleńskiej. Macierewicz ZASKOCZYŁ

Nasi Partnerzy polecają