Jednak już dwa lata później PSL-owska minister Jolanta Fedak doprowadziła do przyjęcia przez parlament ustawy zmuszającej do wyboru tylko jednego z tych źródeł przychodów. Czyli albo pensja, albo emerytura i zwolnienie z pracy. Już rok później Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że ta ustawa jest niezgodna z zasadą ochrony zaufania obywatela do państwa i prawa. Skutek? W środę weszła w życie kolejna ustawa, która pozwoli tym, którzy zrezygnowali z emerytury na rzecz pensji, odzyskać utracone świadczenia.
Zobacz: Stanisław Drozdowski: Na trzeźwo się nie da
Nie słyszałem, by premier Donald Tusk przeprosił kilkadziesiąt tysięcy poszkodowanych za próbę oszukania ich. Słyszę natomiast o cynicznej polityce Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w tej sprawie. Oczywiście ZUS odda, bo musi, zabrane emerytom pieniądze, o ile sami poszkodowani się o to zwrócą. Jak im je zabierał, informował o tym, a kiedy ma oddać, nie informuje. Bo może znowu kogoś uda się naciąć. A walczyć ZUS musi o każdą złotówkę, bo uprawnionych do zwrotu jest 23 tysiące emerytów, którym jesteśmy winni (tak, my, finansujący ZUS) prawie miliard złotych.
A to nie koniec skutków próby oszustwa w majestacie prawa. Nie wiemy, ile nas będzie jeszcze kosztowała skandaliczna decyzja rządu Tuska i powolnego mu parlamentu. Bo ZUS odda pieniądze tylko tym, którzy zrezygnowali z emerytury, decydując się na pobieranie nadal pensji. A kto wyrówna straty tych, którzy przeszli na emeryturę, rezygnując z pracy i pensji. Oni mogą dochodzić swoich praw tylko w sądzie. Biorąc pod uwagę długość procedur sądowych, w tym przypadku Tuskowy przekręt na emerytach w części na pewno się udał.