Szczególnie tę zdrową zarządzającą nami tkankę narodu. Ot, choćby gwiazdora Platformy Obywatelskiej, byłego już ministra Sławomira Nowaka. Tego od zegarka za ponad 20 tysięcy złotych, który rzekomo miał być prezentem od żony, a kupiony został przez znajomego biznesmena. Albo innego geniusza od drobnych geszeftów, rzecznika Prawa i Sprawiedliwości - Adama Hofmana. Ten przez lata miewał kłopoty z kontem bankowym, które na żądanie uzupełniał mu "przyjacielskimi pożyczkami" kolega, były prezes piłkarskiego Zagłębia Lubin - Robert Petryszyn. Nazwisko Hofman do dziś frustruje funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Gdy tylko je słyszą, kombinują, jak zapaść się pod ziemię. Bo dalej sądzą, że można go osądzić. I wpadają w obłęd, bo jednak nie. Dodajmy do tej listy kolejnego posła - Przemysława Wiplera. Zgasł politycznie, zanim naprawdę zaistniał, więc uznał chyba, że jedyną formą odzyskania zainteresowania mediów jest pijacki atak na policyjny patrol. I jak tu na trzeźwo zrozumieć dalsze funkcjonowanie tych panów w polityce?
Zobacz: Stanisław Drozdowski: Premier Donald Tusk ma coś z rycerza!
Na koniec pod Państwa osąd poddaję występ mojego ulubionego aktora Donalda Tuska. Tak, tak, tego właśnie, który najbardziej lubi występować na pogrzebach. Oczywiście na pierwszym planie, najlepiej nad trumną. Co uczynił ostatnio podczas uroczystości pożegnania córeczki polskiego medalisty olimpijskiego, Bartłomieja Bonka. Problem w tym, że 15-miesięczna Julia była ofiarą polskiego systemu opieki medycznej, którym od lat sześciu zarządzają ludzie Tuska. I da się to osądzić na trzeźwo?