Jakby zapominając, że najmocniejszym (przecież że nie chamskim) akcentem tej konferencji było jej stwierdzenie (przecież nie pytanie do Donalda Tuska), że "całe środowisko dziennikarskie jest przeciw panu". To właśnie oświadczenie wprawiło w zachwyt zebranych, bo tego, że ciotką prawicy (przecież że nie rewolucji) zostanie Olejnik, nikt się nie spodziewał. Pewnie i ona sama. Ale tak to jest, gdy emocje biegną szybciej niż myśl. A emocje pani redaktor wskazywały lepiej niż ataki prawicowych dziennikarzy winnego całego zła w kraju.
Zbesztana przez kolegów z mainstreamu Olejnik następnego dnia po konferencji publikuje tekst "Samotność Tuska", w którym wzywa zruganego przez siebie Tuska, żeby... zrobił coś mocnego. Ale co? Ale jak? Bo to, że trzeba jak najszybciej ustalić, kto w jakim celu nagrał taśmy, jest oczywiste.
Zobacz więcej: Afera taśmowa NA ŻYWO po wejściu ABW "redakcja jest zdemolowana"
Ale to nie tylko przeprosiny są powodem tej publikacji. Powodem jest ból i rozczarowanie. "Najgorsze jest to, że ikoną dziennikarstwa stał się Sylwester Latkowski, człowiek o niejasnej przeszłości" - pisze pani Monika, zwana przez wielbicieli... ikoną polskiego dziennikarstwa.
Wylewanie na naczelnego "Wprost" wiadra pomyj w tej szczególnej sytuacji świadczy znów o prymacie emocji nad myślą. Czy należy niszczyć Latkowskiego tylko dlatego, że zdecydował się opublikować teksty taśm, na co nie zdobyłyby się inne ikony? A może dlatego, że bronił swojego laptopa (być może tym samym informatora) przed ABW? Wyznam, że nie rozumiem ikony z "Kropki nad i".
"Ważną rzeczą jest ustalenie, kto i w jakim celu nagrał te rozmowy, kim są szantażyści" - pisze Olejnik w podsumowaniu swojego tekstu. Zgadzam się. A jak to się uda, przepraszajmy Tuska i obijajmy Latkowskiego albo odwrotnie (a może pivotalnie).
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail