Rozpalone do czerwoności namiętności kibiców, marzenia o choćby przyzwoitym występie na EURO 2012 legły w gruzach właśnie z wyżej wymienionych powodów. Mamy prawo, my, kibice, czuć się oszukani, bo były też zapewnienia o gryzieniu trawy i grze do ostatniego gwizdka. Kto widział mecz z Czechami, wie, że były one nieprawdą.
A przecież tym razem nie zabrakło niczego. Atmosfera w drużynie rzekomo wspaniała, gracze podobno najlepsi z możliwych, prawie zdrowi. Trener zadowolony z przygotowań. Do tego piękne stadiony, czyli żyć nie umierać dla zawodników i kibiców. Tyle że jedynie ci ostatni dali z siebie wszystko.
"Polacy, nic się nie stało!" - słychać słowa piosenki. To takie wyznanie kibicowskiej wiary. Niestety stało się. Stała się rzecz najwstydliwsza z możliwych. Jan Tomaszewski, niegdyś znany bramkarz, dziś poseł PiS, miał rację w swoich ocenach kadry Franciszka Smudy. Czy mogło się stać coś jeszcze gorszego?
Jak Smuda, Lato i piłkarze mogli tak spieprzyć EURO? Jak mogli dać satysfakcję Tomaszewskiemu? Tego nigdy nie zrozumiem.