Reprezentujący Podlasie Lech Kołakowski był jednym z posłów PiS, którzy zostali zawieszenie w prawach członka partii po tym, jak sprzeciwili się woli Jarosława Kaczyńskiego i zagłosowali przeciwko jego "piątce dla zwierząt". - Dziś odchodzę z PiS - zapowiedział w RMF FM. Odejście Kołakowskiego oznacza, że większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie wynosić będzie jedynie cztery mandaty. Tymczasem, jak przyznał rozmówca Roberta Mazurka, jego śladem planują pójść inni zawieszeni posłowie! - To nie są uciekinierzy, to są bohaterowie, którzy walczą o polskie sprawy - tłumaczył z dużą emfazą. - Rozmawiamy o nazwie koła, ale decyzje są już podjęte - dodał.
Do utworzenia koła potrzeba trzech posłów. - Jeżeli dojdzie do rejestracji koła, prawdopodobnie PiS utraci większość - oznajmił Kołakowski. Co pchnęło go do tej decyzji? - Kluczową przyczyną jest ustawa tzw. piątki dla zwierząt. Nie godzę się z zapisami tej ustawy. Faktycznie to jest bubel prawny - przyznał zaskakująco szczerze.
Kołakowski postanowił wywlec na światło dzienne wszystkie brudy, dodając również enigmatycznie, że wiele złego działo się w ostatnim czasie także w strukturach PiS, "szczególnie w woj. podlaskim". Dopytywany przez prowadzącego czy z partii Jarosława Kaczyńskiego odejdą również zawieszeni Teresa Hałas, Jerzy Małecki i Zbigniew Dolata stwierdził krótko: - Pan w części trafia, w części nie...
Przypomnijmy: PiS w ubiegłorocznych wyborach zapewniło sobie 235 mandatów, co daje tej partii samodzielną większość w Sejmie. Pięciomandatowa większość po odejściu Kołakowskiego stopnieje do czterech. Jeden z mandatów pozostaje nieobsadzony po powołaniu Adama Lipińskiego na członka Zarządu i Wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego.