Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Smoleńsk trwa i trwa mać

2018-04-04 4:00

Wydawało się, że wraz ze zbliżającą się ostatnią miesięcznicą smoleńską PiS zacznie wyciszać sprawę katastrofy prezydenckiego samolotu. W końcu Antoni Macierewicz i jego "eksperci" w ciągu ostatnich dwóch i pół roku dostatecznie skompromitowali sprawę jej wyjaśnienia, pogrążając się w coraz bardziej absurdalnych teoriach na temat tego, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r.

Do tego "paliwo smoleńskie" zdawało się już wypalać. Może było potrzebne, kiedy PiS był w głębokiej opozycji bez szans na rządzenie i dla utrzymania spójności elektoratu pogrążał się w swego rodzaju sekciarstwie. Jednak w sytuacji, gdy niepodzielnie rządzi Polską, dalsze głoszenie też o zamachu, którego za nic nie daje się udowodnić, tylko kompromituje ekipę Kaczyńskiego.

Okazuje się jednak, że sprawa Smoleńska nie będzie wyciszana. Jarosław Kaczyński ogłosił bowiem, że żadnych konkluzji na ósmą rocznicę katastrofy nie ma się co spodziewać. Potrzeba więcej badań, więcej ustaleń. A to potrwa. Może nawet dwa lata. I w sumie nie bardzo można się PiS dziwić, że zamiast złapać króliczka, woli za nim gonić. W politycznym rozgrywaniu tej sprawy PiS nigdy nie chodziło o to, żeby coś wyjaśnić. Chodziło o to, żeby siać wątpliwości, zadawać pytania, a w momencie, kiedy trzeba będzie na nie podać odpowiedzi, wrócić do początku i badać kolejne tropy. Gdyby PiS zdecydował się zamknąć sprawę, musiałby przyznać, że żadnego zamachu nie było. Że polskie zamiłowanie do improwizacji spotkało się z rosyjskim bałaganem. Na tym nie da się budować martyrologii. Nie da się twierdzić, że Lech Kaczyński poległ pod Smoleńskiem, ale zginął bezsensowną śmiercią, której przy odrobinie wyobraźni można było uniknąć. Jak wtedy wytłumaczyć wycieczki polityków PiS w krainę wyobraźni, gdzie szukali coraz bardziej wymyślnych wersji zdarzeń? Mit, który zbudowano, a który stał się dla najtwardszej części elektoratu elementem tożsamości, zwyczajnie by runął. Na to PiS pozwolić sobie nie może.

No i jest jeszcze Antoni Macierewicz - kapłan smoleńskiego kultu, któremu po odsunięciu od funkcji szefa MON, trzeba znaleźć zajęcie, by nie miał czasu na knucie przeciwko tym, którzy jego ministerialną karierę zakończyli. A tak będzie mógł dalej jeździć po parafiach i klubach "Gazety Polskiej" i opowiadać o poszukiwaniu prawdy, która cały czas umyka ze względu na zdradzieckie działania polityków opozycji. Co jakiś czas uraczy nas kolejną opowieścią o wybuchach i kolejnym przełomie. Wszyscy będą ukontentowani - i prezes PiS, bo nie musi świecić oczami klęskę pisowskiej wizji Smoleńska, i Macierewicz, który nadal będzie mógł prowadzić swoją krucjatę.

Zobacz: Były szpieg KGB w rozmowie z Super Expressem: Miałem szpiegować Brzezińskiego