Śmierć posła Kukiza. SZOKUJĄCE zeznania świadka

2017-02-16 11:47

Choć od śmiertelnego wypadku posła Kukiz'15, Rafała Wójcikowskiego minął już prawie miesiąc, to czwartkowa "Rzeczpospolita" donosi o nowych wątpliwościach go dotyczących. Polityk zginął 19 stycznia 2017 roku w czwartek rano w miejscowości Chrzczonowice pod Rawą Mazowiecką. Gazeta pisze o nowych poszlakach, z których najciekawsze są zeznania nowego świadka, który miał stwierdzić, że po wypadku widział, jak Wójcikowski wysiadł z samochodu i z latarką oglądał uszkodzenia pojazdu.

Wciąż nie wiadomo, co tak naprawdę wydarzyło się 19 stycznia na trasie S8. Za obowiązującą uchodzi relacja Pawła Bednarza, jednego ze świadków, który po wypadku na antenie Polskiego Radia zarzucił interweniującym służbom, że mogły się lepiej zachować podczas akcji ratunkowej. Sprawdza to, ale nie tylko to, Prokuratura Okręgowa w Łodzi. W swoim komunikacie napisała ona, że do wypadku doszło ok. 6:20. Poseł Wójcikowski jechał volkswagenem bora i uderzył z lewej strony w barierki, po czym obrócił się o około 90 stopni w prawo, ustawiając się w poprzek do kierunku jazdy na prawym pasie. Następnie: - Nadjeżdżający VW caddy zdołał ominąć lewym pasem osobowego VW, zatrzymując się w niedużej odległości. Następnie w VW bora uderzył ford transit, co doprowadziło do zepchnięcia VW osobowego na transportowy. Sekcja zwłok wykazała, że Wójcikowski zmarł w wyniku rozległych obrażeń wewnętrznych.

"Rzeczpospolita" dotarła do właściciela forda transita, Marka Komoli, który prowadzi firmę budowlaną w Tomaszowie Mazowieckim. Jak zdradził: - Byłem na miejscu o 6.52. Zaniepokoiło mnie, że gdy dojechałem, nie było jeszcze żadnych służb. Stały tylko: auto posła, volkswagen caddy i jakiś ciemny samochód, a nasz transit był 80 m dalej. Rozmawiałem z moim kierownikiem. Mówił, że jechał ok. 80 km na godzinę, ale uderzył w auto posła może przy 30. Nic nie widział, bo samochody nie były oświetlone. Ciemny pojazd posła stał na asfalcie, biały volkswagen w rowie, a nasz kierowca wyjeżdżał zza wzniesienia. Następnie zaskakująco dodał, że z relacji podróżujących VW caddy wynikało, że tuż po wypadku poseł Wójcikowski wysiadł z samochodu. Z latarką w ręku miał oglądać uszkodzenia, a następnie wsiadł z powrotem do auta. Jak dodał: - Ciekawe, że w jego samochodzie nie było akumulatora. Stał prosto, jakby go ktoś postawił, 20 m dalej przy barierkach.

Informację o akumulatorze potwierdził rzecznik łódzkiej prokuratury. Tymczasem Ryszard Ciechański, biegły sądowy specjalizujący się w wypadkach drogowych powiedział: - Wypadnięcie akumulatora jest mało prawdopodobne, jeśli był prawidłowo zamontowany. Poseł nie mógł też cofać bez akumulatora, bo źródło zasilania powinno zgasnąć. Obala to jedną z hipotez, że po zderzeniu z barierkami Wójcikowski próbował się wycofać autem.

Poandto GDDKiA w Łodzi twierdzi, że na drodze panowały dobre warunki, nie padało od kilku dni i było sucho, co przeczy hipotezie, że Wójcikowski wpadł w poślig. Z tych powodów w piątek prokuratura przeprowadzi eksperyment procesowy, w którym wezmą udział śledczy, policja oraz biegły z zakresu ruchu drogowego.

Zobacz także: Kierowca Szydło mógł być PRZEMĘCZONY?! BOR stanowczo zaprzecza [NOWE INFORMACJE]