Katastrofa smoleńska. Zdjęcia dotąd niepublikowane

i

Autor: PAP Zdjęcia z katastrofy smoleńskiej. Zdjęcia dotąd niepublikowane

Śledztwo smoleńskie. Nowe SZOKUJĄCE fakty

2016-11-28 13:29

Jakiś czas temu szefostwo MSWiA ujawniło wstępne wnioski z audytu, jaki przeprowadzono w Biurze Ochrony Rządu w związku z zabezpieczeniem wizyty polskiej delegacji 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Najnowszy tygodnik "wSieci" odsłania bardziej szczegółowe fragmenty tego raportu. W wewnętrznym audycie BOR wskazano, jak za czasów ówczesnego szefa, Mariana Janickiego, niepoważnie traktowano bezpieczeństwo VIP-ów. Przedstawione przykłady są szokujące.

Wśród opisanych przez dziennikarzy przykładów zwraca uwagę ten dotyczący kontroli samolotu pod kątem pirotechnicznym. Jak czytamy: - Sprawdzenie pirotechniczne Tu-154M przed lotem głowy państwa nie jest łatwym zadaniem. Od funkcjonariusza Biura Ochrony Rządu wymaga niezłej sprawności fizycznej - tu trzeba się schylić, tam podciągnąć, by wszędzie zajrzeć. Szefostwo BOR do tej czynności przed odlotem do Smoleńska wyznaczyło… magazyniera po wylewie.

Funkcjonariusz odsunięty od wykonywania zadań pirotechnicznych ze względu na stan zdrowia (o co wnioskowała komisja lekarska w jednoznacznym orzeczeniu) jednak je wykonujący nie jest jednak niczym zaskakującym. Jak dowiedzieli się anonimowo dziennikarze, praktyki takie miały miejsce częściej, ponieważ tego typu obowiązki były traktowane jako zajęcie niebezpieczne, które później liczy się bardziej przy premiach, awansach i przyznawaniu świadczeń emerytalnych.

Wśród innych uchybień z raportu wskazano, że w ogóle nie sprawdzono pirotechnicznie maszyny wyznaczonej jako zapasowej dla prezydenta. Lecieli nią  ostatecznie dziennikarze. Jeden z funkcjonariuszy przyznał również, że nie zostały tam sprawdzone wszystkie bagaże.

Ciekawy jest również wątek sprawdzenia pirotechnicznego samolotu z wykorzystaniem psa. "Nasz Dziennik" ujawnił niedawno że jeden z oficerów przyznać miał, że zwierzę miało być niespokojne z powodu hałasu, dlatego nie sprawdzono wszystkich części samolotu. Dziennikarze ustalili, że owy pirotechnik-przewodnik psa zwolnił się niedawno ze służby, po tym jak rozpoczęły się wewnętrzne przesłuchania. Jeden z oficerów miał przyznać: - Rzucił papierami, choć do emerytury jeszcze mu trochę brakuje. Nikt tak u nas nie robi, każdy stara się jakoś dociągnąć. I on odchodzi akurat teraz, gdy wraca sprawa tej kontroli. Dziwna koincydencja...

Informator dziennikarzy wskazał ponadto na karygodne skompletowanie grupy rekonansowej. Jak zdradził: - Mimo istnienia w BOR komórki dedykowanej organizacji wizyt zagranicznych żaden z funkcjonariuszy pełniących w niej służbę nie został wyznaczony do składu tejże grupy, do Smoleńska wysłano osoby z doświadczeniem w zabezpieczaniu jedynie krajowych wizyt.

Zobacz także: Korwin-Mikke dosadnie o posłach, którzy chcą dezubekizacji: SUKIN...!

Nasi Partnerzy polecają