Oto żenujące fakty. CBA doniosło na Pawła Grasia, że łamie ustawę antykorupcyjną. Rzecznik w randze ministra zasiada we władzach spółki handlowej. Gwoździem do politycznej trumny miały być dokumenty spółki podpisane Grasiową dłonią w czasie, kiedy nie mógł już podpisywać. Na to rzecznik odpowiedział prokuratorom: nie pamiętam, czy to ja podpisywałem. Wtedy na scenę wkroczyła żona ze słowem rzuconym w prokuratorskie, czepialskie twarze: to ja podpisałam za męża, a on nie wiedział o tym nic! Heroina!
Grafolodzy sprawdzili jednak podpisy i okazało się, że żonę ministra w równym stopniu co odwaga charakteryzuje brak prawdomówności. Żona kłamała, dokumenty spółki podpisał Graś. W związku z tym... prokuratura umorzyła sprawę. Mam przed sobą kilkunastostronicowe umorzenie. I być może wiem, dlaczego umorzono. Otóż w zarządzie spółki prezesem i zastępcą prezesa był Paweł Graś z żoną.
A oto fragment z uzasadnienia prokuratury: "Świadczy to o BRAKU KOMPETENCJI I WIEDZY osób prowadzących działalność w ramach tej spółki co do wymogów formalnych związanych z działalnością spółki prawa handlowego, a w sposób pośredni może potwierdzać, że ta NIEKOMPETENCJA była przyczyną braku stosownych kroków formalnych mających na celu zmiany w składzie zarządu (...)". No tak! Jeśli Graś jest niekompetentny, to czy można go karać? Nada się na rzecznika rządu!