Otóż "Rzeczpospolita" napisała, a świadkowie potwierdzili, że kapitan Piotrowski już po odsiedzeniu 15 lat za morderstwo publikował w antyklerykalnym tygodniku "Fakty i Mity" pod kobiecymi pseudonimami. Teksty jak to teksty nie były bardziej obrzydliwe niż sam Piotrowski. Problem w tym, że właścicielem "Faktów i Mitów" jest poseł Ruchu Palikota Roman Kotliński. Kotliński właśnie, jak drobny cwaniak, puścił w świat frazę "nigdy Piotrowskiego nie zatrudniałem" i chciałby, żeby ludzie rozumieli to, że morderca Piotrowski u niego nie publikował.
Tylko że Piotrowski mógł publikować, nie będąc zatrudniony przez "Fakty i Mity". Przypomnijmy, że "Fakty i Mity" promowały się publicznie, używając do tego esbeka mordercy, co jest informacją pewną i oficjalną. I teraz Janusz Palikot dostał drżączki. Bo jeśli okaże się, że jego poseł pozwala drukować mordercy księdza obrzydliwe antyklerykalne rynsztok-artykuły, to twarz szlachetnej formacji walczącej z nadużyciami i chciwością Kościoła wykrzywia się w gębę mordercy, niestety.
Sam Palikot już to sobie uświadomił, ale nie wie jeszcze, co zrobi, więc się miota, mówiąc na przykład, że być może nie będzie bronił Kotlińskiego. Cóż, panie Palikot, ma pan w partii ludzi z łapanki, przypadkowych, jak pana sukces wyborczy, i pana kłopoty dopiero się zaczynają...