Otóż dyrektor Zespołu Orzecznictwa i Studiów TK prof. Kamil Zaradkiewicz stwierdził rzecz najprostszą i najoczywistszą na świecie, z którą nijak nie chce się pogodzić wielu sędziów, wielce mącąc. Powiedział publicznie: "Każdy sąd, a Trybunał Konstytucyjny jest sądem, tyle że specyficznym, musi orzekać według reguł, które ustala ustawodawca". Koniec wypowiedzi. Krótka, jasna i brzemienna w skutki. Dyrektor Zespołu Orzecznictwa i Studiów TK stwierdził bowiem czarno na białym, że Rzepliński złamał prawo, orzekając nie w sposób, który ustalił ustawodawca, tylko w sposób, który mu odpowiadał, przyszedł do głowy i mu się podobał. Czy to znaczy, że profesor Rzepliński jest według własnego przekonania jakimś carem czy coś? Tak, to dokładnie oznacza stwierdzenie, że Rzepliński sam siebie postawił ponad prawem, bo tak mu wygodnie i wygodnie tak wielu sędziom oraz opozycyjnym partiom. W zasadzie to samo kilka dni wcześniej stwierdził publicznie dr Jarosław Szczepański, mówiąc, że TK nie ma prawa interpretować przepisów, ma tylko stwierdzać, czy ustawa jest zgodna z konstytucją czy nie. Problem w tym, że TK sam sobie przyznał takie prawo i uważa, że je ma. I śmieszno, i straszno, bo nie wiadomo, jakie oni jeszcze prawa sobie przyznają. Wróćmy do prof. Kamila Zaradkiewicza. Po swojej prostej wypowiedzi został wezwany przez Rzeplińskiego, który powiedział mu, że ma zakaz wypowiadania się do mediów i żeby sobie z pracy dla Trybunału odszedł, bo nikt go nie lubi. Prawda, że miły pan z prezesa Rzeplińskiego? Kiedyś popularne było hasło zwolenników różnych klik i układów: "Kto nie z Mieciem, tego zmieciem". Czy nie czas na nowe? "Kto nie z Andrzejem, tego wylejem!"
Zobacz: Beata Mazurek o sędziach Sądu Najwyższego: Zespół KOLESI