Ci hipokryci okiem nie mrugnęli, kiedy Niemcy wbrew interesowi Unii, wbrew interesom Polski, wbrew stanowisku USA dogadywali się za plecami wszystkich, wyłącznie dla własnych zysków, z Rosjanami w sprawie Nord Stream 2. Bo przecież, parafrazując Orwella, "wszystkie zwierzęta są równe, ale Niemcy są równiejsi". Ci sami hipokryci nie wyrazili nawet swojego oburzenia, kiedy hiszpańska policja waliła pałkami po głowach i zamykała za kratami Katalończyków pokojowo protestujących w sprawie własnej autonomii. Co więcej, unijni hipokryci uznali, że tak właśnie powinno być. Słyszałem głosy oburzenia w sprawie pokojowego Marszu Niepodległości w Polsce, a nie słyszałem w sprawie antysemickich okrzyków nawołujących do zabijania Żydów i palenia flag Izraela w Berlinie. Takie tam podwójne standardy unijnych bossów.
Przykłady ich hipokryzji nie zmieściłyby się w książce. Teraz Komisja Europejska chce, na razie wizerunkowo, ukarać Polskę, korzystając z artykułu 7 Traktatu o Unii Europejskiej. Co on mówi? "Na uzasadniony wniosek jednej trzeciej państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej, rada, stanowiąc większością czterech piątych swych członków, po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego może stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości, o których mowa w artykule 2. Przed dokonaniem takiego stwierdzenia rada wysłuchuje danego państwa członkowskiego i, stanowiąc zgodnie z tą samą procedurą, może skierować do niego zalecenia".
Chodzi o to, żeby nie było wiadomo dokładnie, o co chodzi. Bo czym jest "stwierdzenie istnienia wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia wartości"? Jest to oczywisty bełkot, który może zostać użyty w zależności od intencji posługujących się nim urzędników. Nie oszukujmy się, eurokraci na czele z Donaldem Tuskiem nie mają zbyt dobrych intencji, jeśli chodzi o polski rząd. Jest bardzo mało prawdopodobne, żeby sprawa artykułu 7 zakończyła się dla Polski sankcjami. Droga do tego daleka, ale nie jest to wykluczone. Oczywiście PiS wykorzystuje sytuację, żeby PO nazwać zdrajcami i targowicą, a PO wykorzystuje tę sytuację, żeby mówić: PiS to autorytaryzm i śmierć demokracji w Polsce. Znane śpiewki obu stron. Patrząc jednak na dyplomację Orbána i dyplomację polską, nie mogę się pozbyć wrażenia, że PiS-owscy dyplomaci na unijnych salonach poruszają się z wdziękiem słonia, tyle że głośniej. Nie do końca o to chodzi. Chodzi o to, żeby dbać o własny interes, a nie narażać się na kary i starcia z silniejszym. Dyplomacja, PiS-ie!
Czytaj: PILNE! Komisja Europejska uruchomiła względem Polski art. 7 zwany "opcją nuklearną"!