"Super Express": - W sprawie TW Bolka niewiele mówi się o tych, którym te donosy miały zaszkodzić. Komu te donosy szkodziły i w jakiej mierze zaszkodziły i jakie były losy tych ludzi?
Prof. Sławomir Cenckiewicz: - Krąg osób, na które donosił Wałęsa, jest dość duży. Tylko na podstawie niespełna 8 doniesień agenturalnych "Bolka", które ostały się po zmasowanej kradzieży dokumentów w latach 1992-1995, ustaliłem, że donosił na blisko 30 osób.
- Wymieńmy może tych, o których już wiadomo z tych donosów, które nie zaginęły.
- Obiektem inwigilacji ze strony TW Bolka byli pracownicy wydziału elektrycznego (W-4) Stoczni Gdańskiej im. Lenina, a zwłaszcza Józef Szyler. Na początku 1971 r. był jednym z liderów protestu pracowników W-4 domagających się upamiętnienia ofiar Grudnia '70 i spełnienia postulatów załogi. Wobec wszystkich albo na podstawie donosów "Bolka", ale także wcześniej SB stosowała działania operacyjne. Najczęściej, poza Szylerem, "Bolek" donosił na Henryka Lenarciaka (rozpracowywany pod krypt. Kobra), Kazimierza Szołocha (krypt. Kazek), Henryka Jagielskiego (krypt. W-4), Szczepana Chojnackiego (krypt. Góral), Jana Jasińskiego i Jana Miotka (krypt. Sztabowiec). Działania "Bolka" wobec Szylera spowodowały, że znalazł się on na liście do wyrzucenia z pracy, a nawet wysiedlenia z województwa gdańskiego. Wobec pozostałych również stosowano represje, co opisałem w szczegółach w swoich książkach o Wałęsie.
- Dziś o godz. 12.00 IPN ujawni pierwszą część dokumentów TW Bolek z willi Kiszczaka. Spodziewa się pan po nich czegoś nowego?
- Wiem, co zostanie zaprezentowane w tych dokumentach. Będzie to nie tylko potwierdzenie wszystkiego, co napisaliśmy z dr. Gontarczykiem, ale wręcz szokujące poszerzenie wiedzy na temat bezwzględności Wałęsy jako "Bolka". Ta lektura musi zszokować każdego, kto ma odrobinę dobrej woli i chęci zmierzenia się z lekturą.
- Wiele osób broniących Wałęsy, np. Władysław Frasyniuk, mówi, że niezależnie od tego, co zostanie ujawnione, oni zapamiętają Wałęsę jako bohaterskiego przywódcę Solidarności z lat 80. i "nic tego nie zmieni".
- To, co mówi Frasyniuk, mnie nie dziwi. Jest dyżurnym "autorytetem" w takich sprawach. Uaktywnia się cyklicznie od 4 czerwca 1992 roku, stając de facto w obronie agentury SB. Wystarczy przypomnieć jego wściekłe ataki na ministrów Macierewicza i Naimskiego z 1992 roku.
Sprawdź: Wałęsa: Nigdy nie dałem się złamać
- Lech Wałęsa podał kolejną wersję wydarzeń z początku lat 70. Teraz twierdzi, że jednak coś podpisał, ale z litości dla esbeka, który zgubił pieniądze na samochód... Zaprzeczył też jakoby kiedykolwiek brał pieniądze od SB. Poprawę swojego losu w latach 70. on i jego żona tłumaczyli na łamach książek "wygranymi w totolotka".
- Z dostępnych do tej pory dokumentów wiemy, że Wałęsa był wynagradzany przez SB i w sumie miał otrzymać 13 100 zł. "Wynagrodzenie brał bardzo chętnie" - jak pisał jeden z funkcjonariuszy SB. Pamiętajmy jednak, że Wałęsa był paradoksalnie beneficjentem Grudnia '70. W okresie największej aktywności agenturalnej Wałęsy dyrekcja stoczni przyznała mu w 1972 r. mieszkanie służbowe na Stogach.
- Podczas dyskusji w TVP zarzucił pan IPN, że nie sprzedaje waszej książki o Lechu Wałęsie i trzyma ją w magazynie. Prof. Dudek odrzucił te zarzuty twierdząc, że "nie ma wiedzy o zasobach magazynowych", ale książka po prostu się sprzedała i przecież była bestsellerem w dziejach IPN.
- Ja posiadam taką "wiedzę magazynową". Ale poza tym sporem można było przecież tę książkę dodrukować, ale obecne kierownictwo IPN bało się powrotu sprawy Wałęsy jak ognia. Zostali za to bezlitośnie ukarani. Oto platformerska ekipa kierownicza IPN stawia kropkę nad "i" ostatecznie pogrążając Wałęsę jako agenta "Bolka"!
- Jest pan bardzo krytyczny wobec sposobu, w jaki IPN prowadzi śledztwo dotyczące materiałów przechowywanych przez Kiszczaka...
- To, co robią prokuratorzy IPN i niektórzy przedstawiciele władz Instytutu, jest połączeniem groteski i braku profesjonalizmu. Zwlekanie z podjęciem oferty Kiszczakowej, zwlekanie z wejściem do jej domu i nieprzeszukanie nieruchomości, brak protokołu z oględzin akt, zaproszenie rodziny Kiszczaka do oględzin każdego dokumentu, umawianie się z rodziną Kiszczaka na odwiedziny w domku letniskowym na Mazurach, publiczne wypowiedzi o możliwości wejścia do domów innych SB-eków. To wszystko mało ma wspólnego z powagą urzędu i śledztwa.
- Czy po informacji o tym, co przechowywał Kiszczak, powinno dojść do sprawdzenia posiadłości kilku innych generałów i oficerów resortów PRL-owskich?
- Nie tylko u nich. Sam Wałęsa od lat nie ukrywa, że posiada różne dokumenty. Jednak nikt - tzn. żadna z instytucji, na czele z IPN, się tym nie interesuje. Kiedy prowadzono śledztwa w sprawie kradzieży dokumentów na temat Wałęsy, to żaden z prokuratorów, także z IPN, nie miał nawet odwagi go przesłuchać. Kiedy z kolei w grudniu 2008 r. przesłuchiwano w IPN kpt. Graczyka, który zwerbował Wałęsę, zaproszono na to przesłuchanie. Wałęsę! Trudno mówić w tym wypadku o braku nacisku na świadka. To jest tragifarsa.
- Jak pan odbiera dyskusję wokół Wałęsy zarówno po pańskich książkach, jak i po tym, gdy okazało się, że w willi Kiszczaka były jednak dokumenty w tej sprawie?
- Dla wielu fakty się nie liczą. Wałęsa jest bogiem dla systemu i beneficjentów III RP. To polityczny słup, na którym kryją się poważniejsi gracze. Dlatego ludzie służb, PZPR i lewych interesów tak często stają w jego obronie.
- Maria Kiszczak w rozmowie z "Super Expressem" twierdzi, że oddała IPN tylko materiały na Wałęsę i że innych już nie ma, bo jej mąż nie przechowywał innych materiałów. Nie będąc fachowcem, mam poważne wątpliwości co do tej wersji. Jak na to patrzy historyk?
- Sprawdzić trzeba każdy trop, by odpowiedzialnie odpowiedzieć na pytanie, co kryją domy i działki byłych SB-eków. Ale tego nie ma odwagi zrobić żaden znany mi prokurator.