Rzeczywiście, jeśli na nas mówi bydło, to jest kiepskim pastuchem. Mam nadzieję, że to bydło, czyli my nie będziemy się tego pastucha kiepskiego słuchać". Brzmi to - co tu ukrywać - mało elegancko. W związku z tymi słowami premier Donald Tusk ocenił wypowiedź Krystyny Pawłowicz w następujący lapidarny sposób: "Dość paskudne to było, co powiedziała Krystyna Pawłowicz". Powiedzmy, że - na potrzeby tego komentarza - całkowicie zgadzam się z oceną premiera. Ja jednak widzę na oko prawe i na lewe, a premier zdaje się tylko na jedno. I wypowiedzi Pawłowicz nie mogę widzieć bez kontekstu słów, które kilka lat temu wypowiedział sam Bartoszewski.
Zobacz też: Sławomir Jastrzębowski: Módlmy się, żeby Tusk nie wziął się do demografii
A powiedział między innymi: "Są sytuacje, w których milczeć po prostu nie wolno. W kraju za rządów braci Kaczyńskich działo się coraz gorzej. Koszmarna koalicja Prawa i Sprawiedliwości z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin przynosiła skandal za skandalem. Polityczne wiarołomstwo stało się normą. Kolejne obietnice wyborcze Jarosława Kaczyńskiego rozwiewały się w pył.
Stało się dla mnie jasne, że jego wizja budowy lepszej Polski, której zaufały miliony Polaków, okazała się jednym wielkim oszustwem. Dlatego też postanowiłem nazwać rzeczy po imieniu i - jak ujął to jeden z przedwojennych satyryków - "przestać uważać bydło za niebydło". Taaak. Tę wypowiedź premier przemilczał i zapomniał o niej. A chyba pora sprawiedliwie powiedzieć, że palma pierwszeństwa w paskudzie należy jednak do Bartoszewskiego. I jeszcze coś, wypowiedź Bartoszewskiego sprzed kilku lat, po tym, jak Tusk sam przyznał się, że kłamał w sprawie podatków, może być po prostu odczytana jako naśmiewanie się z całej Platformy .