Koleżanki Belgijki nawet w ciepłe dni pod spódniczki często zakładały spodnie. Myślałem, że to jakaś moda, ale wyjaśniły mi, że związane to było z zaczepkami i molestowaniem ze strony mężczyzn z krajów arabskich. Jak tłumaczyły, kobiety z odsłoniętymi nogami "traktowali jak k...". "Pomieszkasz, to sam zobaczysz" - dodały. Pomieszkałem. I rzuciła mi się w oczy kolejna rzecz. W mojej dzielnicy Arabom w ogóle nie przeszkadzało to, że pomiędzy ich domami i sklepami prezentują w oknach swoje nagie wdzięki prostytutki. Jak wyjaśnili, dla nich bez znaczenia. Dlaczego? Otóż uważali, że europejskie kobiety nie żyją w zgodzie z Koranem, więc "są z założenia zepsute" i "nie można traktować ich tak, jak traktujemy nasze żony i córki". Owe "tłumy mężczyzn" w Kolonii i kilku innych miastach prezentowały dokładnie to samo przekonanie.
Nie wiem, ilu z Czytelników o takich rzeczach słyszało. Zapewne niewielu. Także z polskich mediów. Do tej pory myślałem, że powodem jest to, że większość dziennikarzy robiących za korespondentów żyła we Francji i Belgii z daleka od tych biedniejszych dzielnic i osiedli.
Dziś przychodzi mi do głowy, że często było to przemilczane świadomie. Tak jak w Niemczech, gdzie czytelnicy i widzowie nie mogli się dowiedzieć o gwałtach i masowym molestowaniu w wykonaniu imigrantów z krajów arabskich. Nie mogli, bo jest grono, które uznaje się z zasady za lepsze i mogące decydować, jakie informacje ludziom szkodzą, a jakie nie.
W Polsce takie stanowisko zajęła m.in. Renata Kim z "Newsweeka". Jej zdaniem powinnością dziennikarza nie jest pisanie prawdy i relacjonowanie wydarzeń. Jej zdaniem dziennikarz powinien się zastanawiać, czy to, co pisze, "przysłuży się prawicy".
Nie wiem, czy nie jest przypadkiem, że wydawcą "Newsweeka" jest w Polsce firma niemiecka. I właśnie wzorce niemieckie tu zastosowano. Warto zwrócić uwagę, że ta sama redakcja, dokładnie w tym momencie lamentuje nad... zagrożeniem dla wolności słowa. Nie ze względu na zmowę milczenia w Niemczech. Ze względu na karuzelę stanowisk w TVP i stratę gwiazdorskich zarobków swojego szefa. Żenujące.
Mam głębokie przekonanie, że wolność słowa i niepoddawanie się cenzurze są dla demokracji nie mniej istotne niż Trybunał. Może nawet ważniejsze. Choćby wasi szefowie z Niemiec przekonywali was, że jest inaczej.
Pamiętam, jaką histerię rozpętały słowa polityków PiS i Pawła Kukiza o "repolonizacji mediów". I przyznam, że jest sporo rodzimego, polskiego kapitału, którym się brzydzę i obawiam bardziej niż obcego. Nie wiem jednak, czy po ostatnich doświadczeniach z niemieckimi mediami właśnie dominacji tamtego kapitału w naszych mediach nie obawiam się najbardziej...
Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski: Przypowieść o niemądrym psychologu, czyli trzeba ich zmienić