Mocno odchudzony seksmarszałek pojawił się w przemyskim sądzie. Od razu zaznaczył, że chce, aby podawać w mediach jego pełne nazwisko. - Jestem niewinny. Liczę na pozytywny wyrok - mówił przed rozprawą.
Proces w całości utajniono. Śledczy zarzucają b. marszałkowi wiele przestępstw. Chodzi o głośną aferę, która wybuchła pięć lat temu na Podkarpaciu. Karapytę zatrzymało wtedy CBA. Według prokuratury miał wykorzystywać stanowisko i przyjmować łapówki od lokalnych biznesmenów, w zamian oferując im przyspieszenie spraw, pozytywne decyzje czy załatwienie pracy. Seksmarszałek miał też przyjmować meble do domu czy wakacje w Bieszczadach i we Włoszech. Polityk odpowiada także za przestępstwa o charakterze seksualnym. Tych ostatnich miał się dopuścić w latach 1999-2001, gdy był urzędnikiem w starostwie w Lubaczowie. Miał wówczas molestować i zgwałcić podległą mu pracownicę urzędu. W późniejszych latach miał też za seks oferować pomoc w uzyskaniu prawa jazdy. Były marszałek nie przyznaje się do winy. W maju 2013 r. sejmik odwołał go ze stanowiska, a ludowcy usunęli ze swoich szeregów. Sprawa Karapyty liczy ponad 70 tomów akt, a do przesłuchania jest 111 świadków.