W marcu zeszłego roku na stacji benzynowej pod Sochaczewem sędzia Topyła zabrał 50-złotowy banknot, który chwilę wcześniej położyła na ladzie starsza kobieta. Zarejestrowały to kamery, podobnie jak numery rejestracyjne auta sędziego, dzięki czemu udało się go zidentyfikować. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (48 l.) zażądał podjęcia wobec niego czynności dyscyplinarnych, a rzecznik dyscyplinarny wniósł o jego ukaranie za przewinienie "uchybiające godności urzędu". Sam Topyła od początku tłumaczył, że to nie kradzież, lecz fatalna pomyłka. Ale Sąd Apelacyjny w Łodzi usunął go ze stanu sędziowskiego, tłumacząc, że dokonując zaboru cudzych pieniędzy, traci się moralne prawo do osądzania uczynków innych. Topyła odwołał się do Sądu Najwyższego. Obrona domagała się badań psychologicznych sędziego. - Państwo nie może być beztroskie, w momencie gdy osoba, od której wymagać można więcej, dopuszcza się takiego zachowania - grzmiał z kolei Ziobro.
- Z dopuszczonej opinii biegłego wynika, że obwiniony jest osobą odpowiedzialną, introwertyczną, natomiast charakteryzującą się dużym stopniem roztargnienia - uzasadnił tymczasem uniewinniający wyrok Sąd Najwyższy. - A teraz wyobraźcie sobie, że taki roztargniony sędzia decyduje o waszej wolności - skomentował z przekąsem tę decyzję poseł PiS Dominik Tarczyński (39 l.).