Opinie Warzecha 03.06

i

Autor: GRAFIKA SE Stanisław Chodorowski

„Sanitaryści raz zdobytej władzy łatwo nie oddadzą” - Łukasz Warzecha o zakazie demonstracji w czasie pandemii [Połajanki Malkontenta]

2021-06-04 6:30

Łukasz Warzecha w swoim najnowszym felietonie dla „Super Expressu” zwraca uwagę, że mimo znoszenia kolejnych obostrzeń związanych pandemią, „odmrażaniu” gastronomi, branży fitness, otwarciu kin i teatrów oraz zezwoleniu na udział w wydarzeniach sportowych rząd nadal utrzymuje wprowadzony w marcu zakaz spontanicznych zgromadzeń. „Patrząc na odżywające po epidemii polskie ulice, restauracje, muzea, kina można zapomnieć, że władza wciąż trzyma nas w szachu” - pisze Łukasz Warzecha. A wy co sądzicie? Komentujcie pod tekstem.

Łukasz Warzecha zwraca uwagę, że pytani o zakaz spontanicznych zgromadzeń politycy partii rządzącej albo, jak marszałek Sejmu Elżbieta Witek, każą patrzeć na pandemiczny terror w Niemczech, albo, jak minister zdrowia Adam Niedzielski, po prostu ignorują pytania dziennikarzy na ten temat. „Cieszcie się, chamy, że łaskawy polski rząd zdjął z was teraz większość ograniczeń, bo w Niemczech mają gorzej, i nie pytajcie za wiele, bo jeszcze zmienimy zdanie” - ironizuje Łukasz Warzecha. I dodaje: „Problem w tym, że sanitaryści raz zdobytej władzy łatwo nie oddadzą”.

Sanitaryści nie odpuszczą

Proszę sobie wyobrazić, że oto przed sądem staje złodziej samochodów. Prokurator przytacza odpowiednie artykuły kodeksu karnego, przedstawia dowody zgromadzone przez policję, obrona nie ma szans. Sąd udaje się na naradę, wraca, a sędzia oznajmia: „Czy państwo wiedzą, że są ludzie, którzy kradną dziesiątki milionów? A tu jakiś mały złodziej, raptem kilka samochodów. O czym my w ogóle mówimy? Uniewinniam”. Co byście państwo pomyśleli? Najpewniej, że sędzia zwariował.

To teraz proszę sobie posłuchać, co powiedziała pani marszałek Elżbieta Witek, pytana o obowiązujący wciąż zakaz spontanicznych zgromadzeń. Pani marszałek powiedziała: „[W Niemczech] pan nie pójdzie do sklepu, do fryzjera, jeżeli pan się wcześniej nie umówi i nikt pana nie przyjmie. Tam są żołnierze, którzy chodzą z karabinami, tam długo była godzina policyjna, nie wiem, czy została zniesiona czy nie. […] Proponowałabym, żeby częściej pokazywać demokrację w krajach zachodnich”. Innymi słowy: cieszcie się, chamy, że łaskawy polski rząd zdjął z was teraz większość ograniczeń, bo w Niemczech mają gorzej, i nie pytajcie za wiele, bo jeszcze zmienimy zdanie. Pytany na konferencji prasowej o to samo minister Adam Niedzielski postanowił po prostu nie odpowiadać. Co sobie tam jakiś bezczelny dziennikarzyna będzie podważał genialną strategię rządu.

Patrząc na odżywające po epidemii polskie ulice, restauracje, muzea, kina można zapomnieć, że władza wciąż trzyma nas w szachu. Zakaz zgromadzeń, których odbywanie jest jednym z podstawowych praw konstytucyjnych, to tylko wierzchołek lodowej góry. Choć liczba stwierdzanych dziennie zakażeń jest już od dawna poniżej tysiąca, rządzący nie zająknęli się nawet o zniesieniu stanu epidemii – a przecież o poziom niżej jest jeszcze stan zagrożenia epidemicznego, do którego można by powrócić.

Problem w tym, że sanitaryści raz zdobytej władzy łatwo nie oddadzą. Członkowie nieszczęsnej rady medycznej przy premierze, czując nadciągający kres swoich mocy i otaczającej ich uwagi, gdy tylko są jeszcze do mediów zapraszani, walczą jak lwy: straszą, grożą, potępiają.

Jedno trzeba zrozumieć: na epidemii zyskały najróżniejsze środowiska i ośrodki, od producentów szczepionek (zyski liczone w dziesiątkach miliardów euro), poprzez anonimowych dotąd medyków, po część polityków, testujących granice tolerancji obywateli. Dlaczego mieliby łatwo odpuścić?