W sytuacji, kiedy zniesiono już wszystkie lockdowny dla gospodarki, kiedy mieszkańcy Polski masowo ruszyli, by korzystać z kin, teatrów, barów i restauracji, siłowni i klubów fitness; kiedy mogą chodzić na mecze i koncerty, nadal nie mogą spontanicznie zebrać się na demonstrację, bo konstytucyjne prawo do nich ciągle jest ograniczone przepisami z marca. Wtedy rząd w obliczu dramatycznego przebiegu trzeciej fali pandemii uzasadniał, że to właściwy środek, by unikać transmisji wirusa. Można było dyskutować, czy takie ograniczenie demokratycznych praw jest właściwe, czy może jest to nadużycie ze strony rządu, który pandemię wykorzystuje, by pozbyć się ulic niezadowolonych obywateli. Dziś, kiedy zachorowań jest kilkadziesiąt razy mniej niż w marcu, utrzymywanie zakazu spontanicznych demonstracji jest tylko fanaberią rządzących, którzy boją się niespodziewanego kryterium ulicznego.
Dziś ofiarą nadgorliwości policji i obowiązywania głupich przepisów padają mieszkający w Polsce Białorusini, którzy chcieliby zademonstrować swój sprzeciw wobec tego, co się dzieje w ich kraju. Nie robi nam to jako państwu dobrej promocji wśród spoglądających na Polskę Białorusinów, kiedy ograniczenie prawa do demonstracji spotyka ich nie tylko w coraz bardziej zamordystycznej ojczyźnie, ale także w wolnym, demokratycznym państwie.
Owszem, PiS nie jest jedyną władzą na świecie, która wykorzystuje pandemię, by ograniczać prawa swoich obywateli. Ale to żadne usprawiedliwienie dla utrzymywania antydemokratycznych przepisów.
Polecany artykuł: