Były wiceprezes sądu w Żyrardowie rok temu na jednej ze stacji benzynowych schował do kieszeni 50-złotowy banknot, który chwilę wcześniej na ladę położyła staruszka. Wszystko zarejestrował monitoring. Niedługo potem Sąd Apelacyjny w Łodzi za to wykroczenie usunął Topyłę ze stanu sędziowskiego. Ale obrońcy sędziego odwołali się do Sądu Najwyższego. - Z dopuszczonej opinii biegłego wynika, że obwiniony jest osobą odpowiedzialną, introwertyczną, natomiast charakteryzującą się dużym stopniem roztargnienia - tak brzmiało uzasadnienie wyroku uniewinniającego Topyłę.
- Muszę z przykrością powiedzieć, że Sąd Najwyższy po raz kolejny strzelił sobie w kolano. Motywy powołujące się na tę opinię biegłego, bez stwierdzenia, dlaczego ten dowód przeważył nad filmem, nie uzasadniają takiego rozstrzygnięcia. Należałoby rozpatrywać cały kontekst warunków, które sędzia powinien spełniać. Wchodzi w ich zakres m.in. stabilność psychiczna. Sędzia, który przez roztargnienie bierze cudze pieniądze, nie wróży dobrze - uważa mec. Kalisz. Oburzenia nie kryje też wiceminister sprawiedliwości. - Pamiętajmy, że jest to sędzia i, jak rozumiem, wróci teraz do orzekania z tym roztargnieniem i dalej będzie orzekał w imieniu ludzi - grzmiał w telewizji wPolsce.pl Michał Wójcik (47 l.). Co na to wszystko sędzia Topyła? Od początku tłumaczy się fatalną pomyłką. - Co ja takiego zrobiłem, że spotyka mnie taka krzywda? - dopytywał dramatycznie w sądzie.
ZOBACZ TAKŻE: Skazał Rydzyka, został wiceprezesem sądu. Co za awans!