"Super Express": - Niewiele osób wie, że jest pan zięciem słynnego kosmonauty Mirosława Hermaszewskiego.
Ryszard Czarnecki: - To prawda. Mam o nim jak najlepsze zdanie jako o bardzo dobrym ojcu, dobrym teściu i świetnym dziadku.
- Jak pan, człowiek, który walczył z komuną w latach 80., nagle znalazł się w rodzinie ppłk. LWP i jak pan poznał drugą, dużo młodszą żonę?
- Czytał pan "Romea i Julię" Szekspira?
- Owszem.
- Tematem jest miłość ponad podziałami, a ta zdarzała się nie tylko w Weronie i literaturze angielskiej, ale zdarza się też między Odrą a Bugiem.
- Jak się państwo poznali?
- Moja znajoma potrzebowała pilnie notariusza w Warszawie, podałem jej adres mojego znajomego. Oddzwoniła i powiedziała: "Bardzo śmieszne, ale on jest z Wrocławia". Mój kolega, z którym akurat jechałem samochodem, powiedział, że zna jedną notariusz. Podał do niej telefon.
- I ta notariusz okazała się pańską przyszłą żoną?
- Tak. Jako człowiek dobrze wychowany, zadzwoniłem podziękować za pomoc. Głos miała miły i tak to się zaczęło. Oświadczyłem się dziewiątego dnia po pierwszym spotkaniu.
- A pierwsze spotkanie z panem Hermaszewskim? Nie było spięć? Bo to przecież polityczny mezalians...
- Generał Hermaszewski jest człowiekiem tolerancyjnym. Ja również. Kiedy się spotykamy, a spotykamy się dość często, nie rozmawiamy o polityce.
- Trochę jednak o polityce rozmawialiście, ponieważ gen. Hermaszewski miał kandydować, tak jak pan, do Parlamentu Europejskiego, ale, jak wieść gminna niesie, w czasie spokojnej rozmowy wybił mu pan to z głowy. To prawda?
- Generał Hermaszewski podjął decyzję samodzielnie.
- Ale może pod wpływem negocjacji?
- Podjął decyzję samodzielnie. Kropka.
- Dariusz Joński, który ostatnio u nas gościł, pytany o tę sprawę, powiedział, że rodzina Czarnec- kich i Hermaszewskich pomyślała sobie, że lepiej mieć jeden mandat w PE, niż nie mieć żadnego. Dlatego Hermaszewski zrezygnował. Jest w tym ziarno prawdy?
- Generał Hermaszewski ze swoją wiedzą nt. kosmosu mógłby świetnie odnaleźć się w PE, bo jest tam nawet taka intergrupa, która się tą tematyką zajmuje. Na pewno byłby lepszym kandydatem niż szereg innych z ramienia SLD. Ale jeżeli podjął decyzję, żeby nie startować, to trzeba tę decyzję uszanować.
Zobacz: Ryszard Czarnecki: Bieńkowska jest jak lalka Barbie
- Był pan w bardzo różnych partiach, m.in. w Samoobronie. Chodził pan w słynnym biało-czerwonym krawacie. Jak pan ten okres wspomina? Wstydzi się pan?
- Dziesięć lat, które spędziłem w PE, uważam za dobrą służbę Polsce. Niczego się nie wstydzę. Moim zdaniem bronią mnie moje osiągnięcia. W 2008 roku byłem Eurodeputowanym Roku, jako trzeci Polak w historii.
- Wiemy, wiemy. Mam nawet zapisane, że jest pan jednym z najaktywniejszych europosłów.
- W tej kadencji jestem na drugim miejscu wśród naszych europosłów, jeśli chodzi o liczbę przygotowanych raportów i sprawozdań.
- Blisko znał pan Leppera. Pana zdaniem popełnił samobójstwo czy nie?
- Nie chce mi się w to wierzyć.
- Czemu?
- To był człowiek, który bardzo kochał życie. Był też bardzo związany ze swoją ziemią i rodziną. Miał też bardzo poważnie chorego syna. Pan jest rodzicem, ja jestem rodzicem. A gdy rodzice mają chore dziecko, to raczej nie popełniają samobójstwa, bo myślą, jak swoje dziecko wspierać.
- Jeżeli mówi pan, że nie wierzy w to, iż popełnił samobójstwo, to znaczy, że ktoś go zabił.
- Na tyle, na ile go znałem, nie chce mi się w samobójstwo wierzyć. Nie jestem prokuratorem, więc nie znam szczegółów tej sprawy. Patrząc jednak na jego portret psychologiczny, samobójstwo wydaje mi się mało prawdopodobne. Nie mogę jednak zastępować służb.
- A co pan sądził o intelekcie Andrzeja Leppera?
- Był człowiekiem o dużej inteligencji emocjonalnej. Potrafił słuchać ekspertów i potem ich słowami wypowiadać się w różnych kwestiach. Uczył się cały czas.
- Po co pan kandyduje do europarlamentu?
- Żeby bronić interesów Polski. W PE trzeba zawodników wagi ciężkiej, z doświadczeniem, którzy wiedzą, jakie drzwi należy otwierać. Tam potrzeba polityków, nie celebrytów.
- Ŕ propos celebrytów. Chciałbym pana zapytać o eksperyment zwany Weronika Marczuk, kiedyś Pazura, która startuje z list SLD. Co pan o tym sądzi?
- Pamiętam, że w pierwszej kadencji był w europarlamencie sympatyczny człowiek wybrany z list PO, kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc. Sam potem mówił, że bardzo źle tam się czuł, bo to nie była jego sfera aktywności.
- Pani Marczuk jest absolwentką prawa, jest radcą prawnym.
- Słyszałem jej wypowiedź, że była przewodniczącą samorządu klasowego, więc nadaje się do PE. Jak mówiłem, tam trzeba polityków, a nie celebrytów. Jeśli lewica uważa inaczej, to jestem trochę zdziwiony.
- W PiS celebrytów na listach nie będzie?
- Będą wyłącznie politycy znani - z dużym doświadczeniem, ze znajomością świata. Zero celebrytów na listach PiS.
- Jest pan kulturalny, dobrze wychowany, ale czasami potrafi pan coś ostro powiedzieć. Panią premier Bieńkowską nazwał pan lalką Barbie. Nie przesadził pan? Nie chciałby pan przeprosić?
- Najpierw pani premier mówi o zamarzniętych kiblach, a takim językiem kobiety nie mówią, a potem, że pociągi się spóźniają, bo: "sorry, taki mamy klimat". To jest niepoważne i tak nie wolno mówić politykowi rządzącej partii.
- Ale z tą lalką Barbie pan nie przesadził?
- Wypowiedź pani premier była dyskwalifikująca. Ale tak, przesadziłem i chciałbym publicznie przeprosić: doszły mnie pewne sygnały z otoczenia lalki Barbie, że poczuła się ona obrażona porównaniem jej do pani premier. Przepraszam więc lalkę Barbie. A pani Bieńkowska dalej będzie strzelać PO gole samobójcze - niespecjalnie się tym jednak martwię.
- Na koniec poważna sprawa - jak pan ocenia szanse PiS w wyborach do europarlamentu?
- Mamy spore szanse je wygrać.
- Ale to nie są wasze ulubione wybory?
- To prawda. W ostatnich wyborach przegraliśmy z PO różnicą 17 proc. To bardzo dużo. Tym razem je wygramy.
- To dlatego, że wasz elektorat nie lubi Europy?
- Nasz elektorat lubi, kiedy Polska jest silna w Europie. Myślę, że nasz elektorat pójdzie teraz na wybory. W ogóle apeluję do Polaków, żeby na te wybory poszli, bo nie wiem, czy wszyscy wiedzą, że na poprzednich gorszą frekwencję mieli od nas tylko Litwini i Słowacy. Warto to zmienić.
Ryszard Czarnecki
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości