Mówiło się, że władze PiS nie były zadowolone z ostatnich wystąpień Morawieckiego (choćby ostatniego w Sandomierzu) i dlatego stery z powrotem postanowiono przekazać w ręce prezesa. Nasz ekspert nie ma wątpliwości, że jego gesty i zachowanie podczas konwencji, umocniły go w pozycji lidera, a tego, że był chory – przynajmniej na pierwszy rzut oka – niemal nie sposób dostrzec. Mowa ciała Kaczyńskiego zdradziła, że oto przed partyjnym gremium stanął stary, dobry i przede wszystkim silny prezes!
Super Express: Podczas niedzielnej konwencji byliśmy świadkami pierwszego wielkiego publicznego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego po chorobie. Czy dość długa niedyspozycja wpłynęła na polityczną kondycję prezesa? Jak sobie poradził?
Wojciech Szalkiewicz: Choroba nie zaszkodziła panu prezesowi, jeśli chodzi o umiejętność przemawiania. Kaczyński jest wytrawnym politykiem. Może nie jest typowym mówcą wiecowym, ale na tego typu konwencjach, sprawdza się niezmiennie dobrze.
Super Express: Na konwencjach sprawdza się dobrze, bo to sami swoi?
Wojciech Szalkiewicz: On bardzo lubi przemawiać do zaprzyjaźnionych tłumów. To po prostu jego żywioł i to się nie zmieniło. Tu, podczas tej niedzielnej konwencji dano mu na to szansę, odpowiednio przygotowano jego wystąpienie.
Super Express: W jaki sposób?
Wojciech Szalkiewicz: Samotna postać na pustej scenie. Z tego płynął pozawerbalny komunikat: wódz jest tylko jeden.
Super Express: A co z młodymi delfinami partyjnymi?
Wojciech Szalkiewicz: To był najważniejszy sygnał moim zdaniem podczas konwencji: rządzi Kaczyński i mimo, że scedował część kompetencji na Mateusza Morawieckiego, to on jest jedynym liderem tej partii. Zresztą przebitki pokazywały, z jakim nabożeństwem tłumy partyjne słuchały jego wystąpienia, jak wiedzieli kiedy klaskać, jak go ubóstwiali wręcz. Pokazał wchodząc na scenę kto tu rządzi, a reszta była tylko od tego, by go wysłuchać i oklaskiwać. Pokazał też wszystkim, którzy ewentualnie mieliby ochotę na schedę po nim, że pogłoski o jego politycznej śmierci są mocno na wyrost, że on ma się dobrze.
Super Express: Mówił Pan, że choroba nie wpłynęła na polityczną żywiołowość. Po takim czasie głos mu nawet nie zadrżał?
Wojciech Szalkiewicz: Kaczyński ma swój styl przemawiania i on się raczej nie zmieni. Głos mu nie zadrżał, mimo przerwy. To nie była dla niego stresująca sytuacja: przemawiał do swoich zwolenników, nikogo do niczego nie musiał przekonywać, nikt mu nie przerywał, nie krzyczał. Mówił tak jak zwykł to robić: mocno, z lapsusami językowymi, akcentując charakterystycznie końcówki słów.
Super Express: Jeśli chodzi o gesty, które wykonywał – co one zdradzały? Czy wzmacniał nimi swój przekaz w jakiś sposób?
Wojciech Szalkiewicz: Kaczyński jest oszczędny w gestykulacji i to podczas konwencji się nie zmieniło. On jest w dużym stopniu introwertykiem, więc ta gestykulacja jest powiedzmy mocno ograniczona. Doskonale wie jednak, jak akcentować, jak podkreślać swoje racje odpowiednimi gestami. To logiczne: gdy mówimy o czymś emocjonalnym, trudno utrzymać ręce przy sobie.