Zaremba: Rosół obraża naszą inteligencję

2010-02-19 7:13

Przesłuchanie Marcina Rosoła przed Sejmową Komisją Śledczą ds. Afery Hazardowej komentuje dla "SE" znani publicysta Piotr Zaremba.

"Super Express": - Jak wypadł Marcin Rosół przed komisją?

Piotr Zaremba: - Rosół usiłuje zbudować formalnie dość spójny obraz, ale jest w tym mocno niewiarygodny. Twierdzi, że zupełnie przypadkowo poznał biznesmena Sobiesiaka i jego rodzinę w obecności ministra Drzewieckiego. Twierdzi, że minister niczego w związku z tą znajomością mu nie polecał. Po czym nagle, sam z siebie, zajmuje się szeregiem przysług, które ten biznesmen zrzuca mu na głowę. Zupełnie nie wiadomo dlaczego, skoro ta znajomość jest tak incydentalna. Jak na słabą znajomość, mamy tu zaskakująco dużą gotowość niesienia pomocy Sobiesiakowi i jego dzieciom. Moim zdaniem Rosół albo nie mówi nam wszystkiego o znajomości własnej z tą rodziną, albo działał na wyraźne polecenie Mirosława Drzewieckiego. Był człowiekiem różnych usług wobec rozmaitych polityków PO i jest to rola bardzo prawdopodobna. Niestety, część jego zeznań obraża naszą inteligencję. Twierdzi na przykład, że przypadkowo pytał o przetarg, a ze stenogramów wiemy, że Sobiesiak mówił córce, iż "Rosół pilotuje" sprawę. Wniosek jest jeden. Nie oszukiwałby przecież własnej córki. Rosół ewidentnie zajmował się interesami biznesmena, choć nie chce się do tego przyznać.

Przeczytaj koniecznie: Lizut: To była pułapka zastawiona na Tuska

- Pojawiając się przed komisją, sprawiał wrażenie człowieka, który jako pierwszy może, mówiąc kolokwialnie, "posypać się" w zeznaniach…

- Rzeczywiście był mocno zdenerwowany i ewidentnie mniej przygotowany do zeznań niż zawodowi politycy w rodzaju Chlebowskiego, Drzewieckiego czy Gosiewskiego. Był też mocno wystraszony, co było widoczne zwłaszcza w oświadczeniu przed przesłuchaniem. Zarazem, i trzeba mu to oddać, usiłował być mniej agresywny wobec komisji niż inni politycy, a zwłaszcza Ryszard Sobiesiak. Przyjął postawę współpracy, trochę przepraszał, że żyje, próbując ująć tym komisję.


- Marcin Rosół jest dość zagadkową postacią w Platformie Obywatelskiej. Wielu polityków PO chciało się go pozbyć po oskarżeniu o wyprowadzanie partyjnych pieniędzy na prywatne konta. Został odsunięty. A mimo to wrócił jako prawa ręka ministra Drzewieckiego, bardzo prominentnej postacii w Platformie. Kogoś innego na jego miejscu dawno by skreślono.

- Mam takie wrażenie, że Rosół wie znacznie więcej o wszystkich sprawach Platformy, niż się powszechnie uważa. Jest jedną z takich osób, która nigdy nie była demokratycznie wybrana, ale zawsze była nieformalnie wpływowa. Zawsze na granicy urzędowo-towarzyskiej był zawsze ważną postacią między Tuskiem, Schetyną i Drzewieckim, w grupie, którą nazywano dworem. W różnych rolach. Pamiętam go, jak wprowadzał dziennikarzy do gabinetu Tuska czy Schetyny. To ten typ człowieka, któremu szefowie nie dadzą zginąć, nawet gdy będzie zamieszany w kłopotliwe historie. I widać po nim tą świadomość. Przypomnijmy, że skandal związany z wyprowadzaniem pieniędzy zakończył się umorzeniem z braku dowodów, ale Rosół procesu cywilnego z Jerzym Jachowiczem, który to opisał, nigdy nie wygrał. Nie został oczywiście niczym obciążony, ale nie został też do końca oczyszczony. I takich postaci partie wolą się pozbywać. Tymczasem Rosół wypłynął w innym miejscu. Tuż po wybuchu afery hazardowej poseł Sławomir Nitras wskazywał Rosoła właśnie jako przykład nieczytelności mechanizmów wewnątrz Platformy. Oczywiście tacy ludzie są w każdej partii. Pojawia się jednak podejrzenie, że robią oni rzeczy, których polityk bądź lider sam robić by się wstydził. Właśnie choćby przysług dla biznesmenów.

Przeczytaj koniecznie: Rosół przyłapany na kłamstwie!

Piotr Zaremba

Publicysta dziennika "Polska - The Times", pisarz