To jeden z tych wpisów, które natychmiast podbijają polityczną temperaturę. Mateusz Morawiecki pisze wprost. W swoim komentarzu na X odniósł się do pojawiających się informacji na temat Pablo Moralesa. Czyli kogo? Internauty oskarżanego o rozpowszechnianie antyamerykańskiej narracji i dezinformacji. Jak wynika z medialnych doniesień, miał być związany z ludźmi obozu rządzącego. Jego działalność mogła być opłacana z publicznych pieniędzy. Czy aby na pewno?
Pilne! Ziobro uniknął aresztu! Sąd zaskoczył, komisja wściekła
– Członkowie rządzącej partii za państwowe pieniądze zatrudniają hejterów, którzy sabotują relacje polsko-amerykańskie. Wcześniej Pablo Gonzalez – teraz Pablo Morales. Rosja już tu jest – napisał Morawiecki.
Kim jest Pablo Morales i dlaczego wzbudza takie emocje?
Mimo że nie jest postacią publiczną, w sieci działał bardzo aktywnie. Publikował treści uderzające w Zachód, USA, NATO, Ukrainę i wspierające antyamerykańską narrację. Jej wzorce przywołują wręcz na myśl kampanie propagandowe znane z rosyjskich kanałów wpływu.
Według nieoficjalnych informacji, Morales mógł być częścią szerszej siatki propagandowe. Ta miała operować na granicy działań informacyjnych i psychologicznych. Kluczowe pytanie, które dziś stawia opozycja, brzmi: czy państwo polskie wbrew swoim interesom, opłacało ludzi szerzących prorosyjskie treści?
Powtórka z historii? Pablo Gonzalez przypomina, że zagrożenie jest realne
Wpis Morawieckiego nieprzypadkowo przywołuje wcześniejszą postać – Pablo Gonzáleza. Był to dziennikar podejrzewanego o szpiegostwo na rzecz rosyjskiego wywiadu. Został zatrzymany przez ABW w 2022 roku. Tamta sprawa była przestrogą. Obecna może być kolejnym sygnałem ostrzegawczym.
O ile Gonzalez działał pod przykrywką mediów, Morales wg podejrzeń miał wejść do obiegu opinii publicznej przez internetowe wpływy. Budował je, dzięki środkom z otoczenia ludzi władzy. Choć wciąż nie ma oficjalnych potwierdzeń finansowania, coraz więcej polityków mówi o potrzebie śledztwa i prześwietlenia powiązań.
