"Super Express": - Roman Giertych, były wicepremier i wkrótce senator?
Roman Giertych: - To zależy od głosów wyborców czterech powiatów: otwockiego, grodziskiego, pruszkowskiego i piaseczyńskiego.
- Po co panu powrót do polityki? Wyszedł pan z niej niezbyt zadowolony. Teraz pan świetnie zarabia, znam pana stawki. Reprezentuje pan znanych klientów, spotykamy się czasami w sądzie...
- Nie zamierzam rezygnować ze spotkań z panem w sądzie, chcę pracować nadal jako adwokat, będąc senatorem. I powinienem być codziennie chwalony przez tabloidy, bo nie zamierzam brać pieniędzy publicznych z Senatu. I serio mówiąc, nie wiem, czy nie powinna to być zasada. W parlamencie powinni być ludzie, którzy pracują w nim społecznie, za to rząd powinien być wynagradzany znacznie lepiej.
- Czyli chciałby pan wyeliminować z polityki Jarosława Kaczyńskiego?
- Chciałbym, ale niekoniecznie tak...
- On nie ma fortuny i nie jest adwokatem, który zarabiałby duże kwoty poza polityką...
- Jest prezesem partii, która może utrzymywać swoich przedstawicieli w parlamencie. Tak bywa na całym świecie i byłoby OK. Rząd, tak jak zarząd w spółce, powinien być dobrze wynagradzany.
- Premier zarabia dziś kilkanaście tysięcy.
- Myślę, że premier i ministrowie powinni zarabiać przynajmniej dwa razy tyle. Przecież zarządzają miliardami złotych. Wiceministrowie zarabiają po 5-6 tys. zł i to jest nieadekwatne do sytuacji na rynku.
- Czy do polityki nie idzie się po to, żeby służyć, a nie, żeby się dorabiać?
- Owszem, w parlamencie. Rząd jest powoływany przez parlament do ciężkiej pracy. I ludzie z rządu nie powinni dorabiać. W Sejmie i Senacie powinni być ci, którzy pracują tam za darmo.
- Czyli tylko bogaci?
- Nie tylko. Raz na dwa miesiące mogą być sesje i nawet jeżeli ktoś pracuje jako lekarz, dziennikarz, nauczyciel, to na te sesje może się pojawiać, głosując nad ustawami. To powinien być zaszczyt, honor. Zresztą nawet to, że będą w Sejmie ludzie, którzy się dorobili, to źle? Jeżeli człowiek nie potrafił zorganizować sobie życia tak, żeby móc służyć Polsce...
- Jeżeli jesteś taki mądry, to dlaczego nie jesteś bogaty?
- Niekoniecznie. Nawet normalnie pracujący mogą ułożyć sobie życie tak, żeby móc służyć Polsce.
- Wie pan, co mówią pana wrogowie? Że Senat potrzebny jest Romanowi Giertychowi po to, żeby miał immunitet.
- Gdyby cokolwiek na mnie było, to pan by to już dawno ogłosił na pierwszej stronie "Super Expressu".
- To po co to panu?
- Mam poczucie, że muszę coś zrobić dla społeczeństwa. Kancelaria to firma, ale traktuję to jako działalność biznesową. Znam się trochę na polityce i chciałbym, żeby mój głos był bardziej słyszalny. Obawiam się, że PiS może wygrać te wybory...
- Mówi były koalicjant...
- Tak. I chciałbym, żeby nie mogli zmienić konstytucji.
- Jak to się stało, że przeszedł pan tak długą drogę od LPR niemal do Platformy Obywatelskiej? Pamiętam, jak występował pan ze znaczkiem "Unia Europejska to zło", mówił źle o gejach... Co się stało?
- Pierwsza moja koalicja to był 2002 rok. Mało kto to pamięta, ale była to koalicja LPR z PO, PSL i PiS w sejmiku mazowieckim. Rządziliśmy całkiem skutecznie przez 4 lata. Byłem też może nie tyle zaprzyjaźniony, ale miałem dobre relacje z marszałkiem Płażyńskim...
- Bardzo się pan jednak zmienił. Wielu mówi, że zdradził pan swoje poglądy...
- Niczego nie zdradziłem. Spotykając się z różnymi ludźmi w kłopotach, jako adwokat nauczyłem się nie oceniać ludzi. To była moja wada, a to przekładało się na radykalizm i ostrość wypowiedzi.
- Już pan nie jest radykałem?
- Nie.
- Pamiętam takie publikacje...
- No dobrze, może pan mi wypominać wszystko...
- Była taka młoda dziewczynka na zdjęciu w "Wyborczej" z transparentem: "Giertych do wora, wór do jeziora". A teraz pan jest zaprzyjaźniony z "Wyborczą". Z wroga stał się pan przyjacielem?
- I dzięki Bogu. Sprawa buntu przeciwko matematyce na maturze była naturalna. I powiem panu, że jestem z tej decyzji dumny. Polacy przeskoczyli Anglików we wzroście kompetencji według badań OECD. I w dużej mierze to zasługa tej decyzji. Niepopularnej, ale cóż... Pewne rzeczy docenia się po latach. Tak jak spadek przestępczości w szkołach, który widać w statystykach po latach.
- Czego się pan obawia w związku z PiS? Przejmą władzę jesienią i co się takiego wydarzy?
- Obawiam się sytuacji, w której mamy dominację jednej partii...
- Teraz mamy też dominację jednej partii, 8 lat rządów Platformy Obywatelskiej.
- Ale to nie jest partia, która przekładałaby to na autorytaryzm. Obawiam się, że PiS ze względu na przekonania swojego przywódcy zablokuje wszelką krytykę...
- I ja jako dziennikarz nie mógłbym ich kontrolować?
- Czasami...
- Czyli działa pan w moim imieniu?!
- Choć często się z panem nie zgadzam, to uważam, że ma pan prawo głosić poglądy odmienne od moich.
- Kiedy był pan w rządzie z PiS, to mogłem głosić swoje poglądy. Dlatego, że za krótko rządziliście?
- To była inna sytuacja, bo PiS nie miał władzy absolutnej. Był w koalicji, władza była chwiejna.
- Oprócz autorytaryzmu Kaczyńskiego, co pana martwi?
- Brak realizmu w polityce zagranicznej. Widać to już dziś. Prezydent Duda występuje ze swoim pomysłem, bez uzgodnień z partnerami w rządzie... To nie jest podyktowane złą wolą...
- Może szlachetnością?
- Nie, to brak realizmu. Widzimy to w PiS, widzieliśmy to u prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kupiliśmy Możejki za 2,5 mld dolarów...
- To była nietrafiona inwestycja...
- I nikt nie ponosi odpowiedzialności. Martwimy się o 10 tys. zł, które prezydent Duda wydał jako poseł na hotele, a nikt nie wspomina o tym?! Wpakowaliśmy w Litwę 2,5 mld dolarów, w gospodarkę państwa, które nas sekuje.
- Zauważa pan, że Lech Kaczyński w wielu sytuacjach miał rację?
- Tak?! Nie zgadzam się z tym...
- Może w wielu sytuacjach to nie była realpolitik, ale było to dbanie o interes kraju?
- Tylko co tym osiągnęliśmy? Minister Sikorski nie mówił, że jesteśmy ważni, ale osiągnął dobry budżet w UE na najbliższe 7 lat. Najlepszy w UE w stosunku wydatków na UE do wpływów. To jest realpolitik... Mówię, co myślę.
- Mówi pan też, co myśli o in vitro. Pan powiedział, że "in vitro jest złem". Platforma mówi całkowicie inne rzeczy...
- Mam w tej sprawie zdanie identyczne, jak minister Platformy Marek Biernacki z rządu pani premier Kopacz. I głosowałbym tak samo jak on.
- Czyli jak PiS?! W sprawie aborcji też?
- (śmiech) Też jak minister Biernacki.
- Napisał pan do Jacka Kurskiego, pańskiego konkurenta w walce o miejsce w Senacie. List jest długi i ironiczny. Kończy pan "w tym przysłowiu, że nie należy kopać się z koniem, jest sporo przesady".
- Generalnie ten list jest żartobliwy, ale zachęcający posła Kurskiego, żeby się mnie nie bał... Napisałem, a on nie odpowiedział. To smutne, bo to oznacza, że Jacek Kurski ciągle płoży się u stóp prezesa, nie wiedząc, czy cesarz pozwoli kandydować, czy nie. Drogi Jacku, warto się angażować w życie publiczne. Jacku, powstań!
Zobacz: Tomasz Walczak: Scyzoryk i mieczyki Chrobrego Kukiza