Pospieszna reforma minister edukacji Anny Zalewskiej (52 l.) uderza w uczniów. Siódmoklasiści w dwa lata mają opanować materiał, którego w gimnazjum uczyliby się przez 3 lata. W gimnazjum mieli 29 godzin nauki w tygodniu, w podstawówce spędzają co najmniej 32 godziny tygodniowo (nie licząc nieobowiązkowej religii bądź etyki oraz wychowania do życia w rodzinie). W zależności od szkoły bywa to jednak 34, 36, a nawet prawie 40 godzin. - Uczniowie obecnej 7 klasy szkoły podstawowej w 2019 r. spotkają się podczas rekrutacji do liceów z absolwentami gimnazjów, którzy uczą się o rok dłużej. Dyrektorzy szkół pamiętają o tym i obciążyli siódmoklasistów większą liczbą godzin, a nauczyciele, żeby zdążyć z materiałem, zadają więcej do domu. Ofiarami tego chaosu są uczniowie przemęczeni, sfrustrowani - oburza się Urszula Augustyn (54 l.), posłanka PO, była wiceminister edukacji.
W obronie siódmoklasistów stanął Marek Michalak (47 l.), rzecznik praw dziecka. W liście do minister edukacji sugeruje, by powołała zespół, który przyjrzy się obciążeniu uczniów. Ministerstwo nie dostrzega problemu. - Ogólny wymiar godzin obowiązkowych w ośmioletniej szkole podstawowej jest prawie taki sam - twierdzi Maciej Kopeć, wiceminister edukacji narodowej. - Zwiększyła się tylko liczba godzin historii oraz doszły zajęcia doradztwa zawodowego. Nie sposób kwestionować zasadności uwzględnienia ich w nowym planie nauczania - dodaje.
ZOBACZ TAKŻE: Marta Kaczyńska proponuje NOWE zajęcia w szkołach. Jakie?