Teoretycznie mamy w Polsce bezpłatną publiczną edukację, która nie dzieli uczniów na biednych i bogatych, a wszystkim daje równe szanse na zdobycie wykształcenia i lepszy start w dorosłość. W rzeczywistości nie jest już tak kolorowo. Jesteśmy bowiem świadkami coraz powszechniejszej – choć dokonującej się po cichu – komercjalizacji szkolnictwa, która na wielu płaszczyznach prowadzi do segregacji uczniów ze względu na sytuację materialną. Co nie dziwi, ofiarami tej segregacji nie są dzieci bogatych rodziców, ale tych pochodzących z mniej majętnych rodzin, czyli tych, dla których edukacja jest jedyną szansą na wyrwanie się z zaklętego kręgu biedy.
W dzisiejszym „Super Expressie” piszemy o innym, nie mniej bolesnym problemie – wysłaniu dzieci do szkoły. Dla wielu początek roku szkolnego to ogromne wydatki na wyprawkę szkolną, które rujnują budżety domowe mniej zamożnych rodzin. Te, żeby ratować sytuację, muszą uciekać się do wzięcia kredytu, bo przecież w naszym kraju programowo każdy martwi się o siebie. Brakuje systemowych rozwiązań, które łagodziłyby nierówności dochodowe i rzeczywiście czyniły publiczną edukację bezpłatną.
Z zazdrością można patrzeć na skandynawskie standardy, gdzie państwo dba o to, by każdy – bez względu na status majątkowy – miał zapewnione takie same warunki do nauki. Tam nikt nie martwi się o to, czy stać go choćby na podręczniki czy pomoce naukowe, a także dojazd do szkoły czy posiłki, bo na każdym etapie powszechnej edukacji są one zapewniane przez państwo. To jeden z elementów sukcesu tamtejszego modelu edukacyjnego, który nie tylko daje wszystkim rzeczywiście równe szanse (występują tam najmniejsze różnice między uczniami osiągającymi najlepsze i najgorsze wyniki w nauce). Jest także fundamentem nowoczesnej gospodarki opartej na wiedzy, która stanowi o dobrobycie tamtejszych społeczeństw.
Takiego modelu nigdy się jednak w Polsce nie doczekamy, jeśli nie zrozumiemy, że potrzebne do tego są podatki. Piewcy wolnego rynku mówią non stop o tym, że trzeba je obniżać do minimum (więc najchętniej wyprowadzają je z Polski tam, gdzie się ich nie płaci za wiele), a jednocześnie obrażają się na poziom wykształcenia pracowników. Nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Chcemy mieć dobrą edukację i szczęśliwe społeczeństwo? Musimy w to zainwestować.
Zobacz też: Tomasz Walczak: Upadek obyczajów na Planecie Małp