Armia urzędasów NFZ miała wczoraj nietęgie miny, kiedy NIK ogłosiła wyniki kontroli o tym, jak są przygotowywane kontrakty z placówkami służby zdrowia. Skontrolowano konkursy na leczenie w pięciu z szesnastu oddziałów NFZ, a także centralę funduszu, Ministerstwo Zdrowia oraz kilkadziesiąt lecznic. Wniosek: kontraktowanie jest obarczone wieloma wadami.
Zobacz: Tak Donald Tusk chwali ministra Arłukowicza!
I dalej NIK wylicza konkrety. Przede wszystkim urzędnicy źle planują swoją pracę. Większość skontrolowanych oddziałów NFZ podpisuje umowy ze szpitalami i przychodniami w ostatniej chwili. To rodzi inne błędy. Urzędnicy nie czytają dokumentów, nie kontrolują, czy placówka ma sprzęt do leczenia, czy ma lekarzy specjalistów. Niestety, zaniedbania i byle jaka praca odbija się później na pacjentach. Przychodnie mają za małe kontrakty albo nie pracują u nich specjaliści, w klinice jest wadliwy sprzęt albo w ogóle go nie ma.
Kto jest winny? Oczywiście kiesko pracujący urzędnicy NFZ. Ale nie tylko. Zdaniem NIK winny jest też minister zdrowia. Powinien wydać stosowne rozporządzenia wiosną, tak by NFZ spokojnie pracował. Ale minister zrobi to jesienią, na ostatnią chwilę.