Dr Harvey Kushner: Raport MAK to policzek dla Polski

2011-01-15 3:15

Nie mam wątpliwości, że winę za katastrofę ponoszą również Rosjanie - mówi w rozmowie tygodnia "Super Expressu" dr Harvey Kushner, amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa

"Super Express": - Jakie były pana wrażenia, kiedy dotarły pierwsze doniesienia medialne o ogłoszonym we wtorek raporcie MAK?

Dr Harvey Kushner: - Miałem wrażenie, że to jakiś nieścisły dokument i ma wyraźnie polityczny charakter. To, że są w nim przedstawione jedynie dowody winy strony polskiej, uważam za rzecz skandaliczną. Nie mam wątpliwości, że winę za katastrofę ponoszą również Rosjanie. Sam raport jest daleki od standardów, do jakich przywykliśmy na Zachodzie. Jednak trudno, żeby je spełniał, skoro od samego początku śledztwa strona rosyjska robiła wszystko, żeby zmyć z siebie wszelką odpowiedzialność za to, co się wydarzyło.

Przeczytaj koniecznie: Rząd odpowie w Sejmie na raport MAK już w środę

- Polacy mają prawo czuć się oszukani?

- Powiem więcej, ten raport jest jak policzek w twarz. Dochodzenie miało być wspólnym przedsięwzięciem Polski i Rosji. Widzimy, że nie może być o tym mowy. To rosyjski dokument, który marginalizuje postulaty Polaków i wyraźnie ich obraża.

- Polska strona miała wiele uwag do projektu raportu. Konwencja chicagowska nakłada obowiązek przedyskutowania tych uwag. Rosjanie jednak nie zadali sobie trudu, że spotkać się z naszymi przedstawicielami. Mogli tak postąpić?

- To skandal. Rosjanie zachowali się wobec was lekceważąco. Mam wrażenie, że uznali wasze uwagi za stek bzdur. Od dawna mieli wizję tego, jak raport powinien wyglądać, i nie uznali za słuszne, żeby uwzględnić wasz punkt widzenia. To dowód, że z Rosją nie można rozmawiać po partnersku. Jeżeli da się im palec, wezmą całą rękę. Bez odpowiedniego nacisku nic nie da się uzyskać. Rosjanie muszą czuć presję, trzeba ich albo zawstydzić, albo politycznie zranić.

- W tym wypadku nie czuli tej presji?

- Ależ skąd! Przedstawiony przez MAK raport nie wniósł nic nowego. To, czego się dowiedzieliśmy, w zasadzie jest powtórzeniem tez, które słyszeliśmy od Rosjan od dawna. Mam wrażenie, że równie dobrze strona rosyjska mogła opublikować wyniki swoich ustaleń już pięć miesięcy temu. Tuż po katastrofie ustalono, że całą winę ponoszą polscy piloci. Czy coś się od tamtej pory zmieniło? Widzimy, że nie.

- Polski rząd nie odniósł się do raportu od razu po jego opublikowaniu i z reakcją czekał do następnego dnia. Jak pan to ocenia?

- To był błąd. Reakcja powinna być natychmiastowa! Tym bardziej że tezy zawarte w raporcie są po prostu oszczercze. Oczekiwałbym od Tuska czy Komorowskiego ostrego odcięcia się od stanowiska Rosjan i przedstawienia swojego punktu widzenia. Z odpowiedzią nie można czekać. Trzeba dać jasny sygnał, że nie ma zgody na takie jednostronne spojrzenie na tę tragedię.

Patrz też: Kaczyński o reakcji premiera Tuska na raport MAK: Polityka premiera poniosła porażkę. MAK jest instrumentem rosyjskiej polityki

- Zachodnie media stawiają sobie pytanie, czy raport uwzględnia również rosyjską odpowiedzialność.

- Przede wszystkim zachodnie media nie poświęcają tej sprawie tyle miejsca, ile powinny. To nie jest kolejna katastrofa lotnicza. Przecież na pokładzie samolotu zginął prezydent jednego z najważniejszych krajów europejskich i należałoby rzetelnie informować międzynarodową opinię publiczną o tym, co się dzieje w tej kwestii. Wtorkowe relacje z ogłoszenia raportu MAK nie zadawały sobie pytań, czy rosyjski punkt widzenia jest słuszny. Mam wrażenie, że przyjęto na wiarę ustalenia Tatiany Anodiny i jej kolegów. Zresztą trudno, żeby było inaczej, skoro, jak wspomnieliśmy, polskie władze nie zareagowały na niego w odpowiedni sposób.

- Jak pan ocenia samą instytucję MAK?

- Dla mnie to grupa ludzi, która nie ma odpowiedniej wiedzy i środków, żeby prowadzić badanie katastrofy lotniczej o takim znaczeniu. Co więcej, tu, w Stanach Zjednoczonych, nie mają żadnej wiarygodności. Nie spełnia ona standardów niezależnej organizacji i trudno uwierzyć w to, że była wolna od nacisków w czasie prowadzenia swojego śledztwa, a następnie przy sporządzaniu raportu.

- Polska komisja pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera zapowiedziała, że stworzy swój własny raport. Ma on uwzględnić także rolę, jaką w katastrofie odegrała strona rosyjska. Czy uważa pan, że na Zachodzie będzie on traktowany jako wiarygodniejszy niż ten stworzony przez Rosjan?

- To bardzo trudne, ale jednocześnie niezwykle istotnie pytanie. Obecna administracja prezydenta Obamy postawiła na normalizację i rozwijanie stosunków z Rosją. Mam nawet wrażenie, że chce osiągnąć ten cel za wszelką cenę. Od dłuższego czasu obserwujemy, że nasi sojusznicy w Europie, w tym oczywiście Polska, zostali przez Obamę zaniedbani. Stało się to oczywiście w imię poprawy relacji z Moskwą. Sprawa katastrofy smoleńskiej staje się w tym kontekście pewnym problemem dla Białego Domu. Naturalnie powinniśmy ufać Polakom jako partnerom i stanąć za nimi murem. Kto wie, czy jednak Rosja nie będzie starała się przekonać Stany Zjednoczone do swojego punktu widzenia.

- Wielokrotnie podkreślał pan, że sprawa katastrofy smoleńskiej jest istotna nie tylko dla Polski i Rosji, ale także dla Zachodu. Czy w kontekście raportu MAK powinniśmy oczekiwać pomocy ze strony naszych sojuszników?

- Oczywiście. Nie mogę, co prawda, mówić w imieniu krajów Unii Europejskiej, ale mogę zapewnić, że jeśli rząd Donalda Tuska zwróciłby się o pomoc w tej sprawie do Stanów Zjednoczonych, na pewno by ją otrzymał. Problem polega na tym, że do tej pory jedynie środowisko związane z Jarosławem Kaczyńskim próbowało zaangażować w sprawę Amerykanów. Sygnał o chęci wsparcia musi jednak pójść od rządu, bo to on ma mandat do podnoszenia takich kwestii.

- Przyjrzyjmy się kilku największym, zdaniem Polski, kontrowersjom. Kluczową dla nas sprawą jest kwestia tego, co działo się w wieży kontroli lotów w tym feralnym dniu. Podziela pan ten punkt widzenia?

- Bez wątpienia. Wieża kontroli lotów powinna dostarczyć pilotom wszelkich informacji dotyczących warunków, jakie panują na lotnisku oraz rozmieszczenia kluczowych dla bezpieczeństwa lądującego samolotu urządzeń. Dodatkowo powinna zadbać o to, żeby nie dopuścić do lądowania, jeśli warunki temu nie sprzyjają. 10 kwietnia widoczność była fatalna. Dlaczego pozwolono, aby samolot podjął próbę lądowania? Czy to niedopatrzenie kontrolerów? Czy była na nich jakaś presja? To kwestia, która wymaga rozstrzygnięcia i wybitnie zabrakło jej w raporcie. Rzetelność badaczy nakazuje, żeby wziąć pod uwagę takie pytania.

- Rosjanie twierdzą, że na pilotów wywierana była presja, żeby mimo wszystko lądować. Jako dowód, że do takich nacisków doszło, podaje się wyniki ekspertyz psychologicznych. Czy to niepodważalny dowód, który pozwala stawiać takie tezy?

- Tu należy przypomnieć kwestię tego, za jaką osobę uważano Lecha Kaczyńskiego. Zawsze wyśmiewano się z jego wzrostu czy niektórych działań. Znane są doniesienia o tym, że prezydent miałby wkraczać do kabiny pilotów i zmuszać ich do lądowania, co rzekomo miało miejsce w czasie jego podróży do Gruzji w sierpniu 2008 roku. To jest na pewno sprawa, którą Rosjanie postanowili wykorzystać i rozegrać ją na swoją korzyść. Dobrze zdają sobie sprawę, że niemało osób w Polsce jest skłonnych uwierzyć w taki scenariusz.

- Uważa pan, że to prowokacja?

- Nie da się z całą pewnością uznać, czy taka presja miała miejsce. Potrzeba twardych dowodów, jak zapisy z czarnych skrzynek. Mamy tam jednak niejasne wypowiedzi w kokpicie, zdania, które można interpretować w dowolny sposób. Analizy psychologiczne, które przedstawiono, wcale nie muszą być błędne, ale to dowód, który niezwykle łatwo podważyć. Rzetelny raport nie może się na nich opierać jako na kluczowym dowodzie.

- Rosyjski raport uwypukla fakt, że generał Błasik miał być pod wpływem alkoholu, kiedy odwiedzał kabinę pilotów...

- Rosjanie próbują uwiarygodnić w ten sposób swoje tezy. Jednocześnie próbują pokazać, że załoga była niekompetentna. Presja, którą miałby wywierać pijany przedstawiciel wojska, ma pokazać, że na pokładzie znajdowała się grupa pijanych nastolatków, będących w drodze na imprezę. A przecież do Smoleńska podróżowała elita Polski - prezydent, członkowie rządu i najważniejszych instytucji państwowych. Nie wyobrażam sobie, że piloci mogliby pozwolić, żeby ktoś miał na nich wpływ w tak trudnych warunkach. Ale nawet jeśli miałoby to miejsce, Rosjanie nie przedstawili żadnych wiarygodnych, opartych na wiedzy naukowej dowodów, które miałyby potwierdzać te kontrowersyjne tezy.

- Jak ten raport może wpłynąć na relacje polsko-rosyjskie?

- Od jakiegoś czasu obserwowaliśmy poprawę relacji między Warszawą a Moskwą, która, jak na ironię, dokonywała się na bazie katastrofy smoleńskiej. To ona dała impuls do pewnego ocieplenia. Niemniej raport MAK może spowodować powrót do swoistej zimnej wojny między waszymi krajami. Dla wielu Polaków jego tezy będą dowodem, że Rosja jest nadal zainteresowana osłabieniem Polski i że o żadnym przełomie nie może być mowy. Pamiętam, jak bracia Kaczyńscy podkreślali, że przystąpienie Polski do Unii Europejskiej powinno być dobre właśnie dla Polski, a nie dla Unii. Chciałbym, że Polacy zrozumieli, że dobre relacje z Rosją są warte zachodu, jeśli jest w nich coś korzystnego dla waszego kraju.

Dr Harvey Kushner

Ekspert ds. bezpieczeństwa i terroryzmu, autor ekspertyz na zlecenie kilkunastu rządów, ONZ, US Army, wykładowca Akademii FBI w Quantico