"Super Express": - Premier Tusk uciekł opozycji wnioskiem o wotum zaufania?
Rafał Ziemkiewicz: - Nie mam wrażenia, że uciekł. Choć było to zręczne, ale jednak to tylko bajer. Premier Tusk zachowuje się, jak małżonek złapany przez kobietę na zdradzie. I usiłuje zdradzonej żonie wmówić, że mają wspólny problem, bo ktoś dybie na ich szczęście. I w takiej chwili muszą być razem, ufać sobie jeszcze bardziej i jeszcze mocniej się kochać, żeby złym ludziom się nie udało. Litości...
- Właśnie, ci źli ludzie...
- Szczególnie zniesmaczyły mnie właśnie te aluzje premiera Tuska do obcej penetracji wywiadowczej. Przecież premier od lat lansuje tezę, że Rosjanie nie mogli nam w Smoleńsku nic zrobić, bo oni tacy nie są. I teraz nagle sugeruje, że Rosjanie dokonują zamachu stanu w Polsce, bo jednak tacy są? To się kupy nie trzyma. Ten biznesmen, pan F., nie bardzo się zresztą nadaje na eksponenta rosyjskiego wywiadu.
- Dlaczego?
- Przecież to człowiek, który był bardzo blisko z Platformą! Dostawał od tego rządu kontrakty o strategicznym znaczeniu. Był przyjacielem domu i często się bawił w towarzystwie wielu ministrów! Jeżeli był rosyjskim agentem i ten rząd tak go traktował, to tym bardziej nie nadaje się do niczego oprócz dymisji.
- Nie dziwi pana to, że premier wolał wotum zaufania niż przyspieszone wybory?
- Powtarza się sytuacja SLD po aferze Rywina. Oni naprawdę liczyli, że poprawi się sytuacja gospodarcza, więc ludzie zapomną o aferze i to ich uratuje. To ten sam błąd. Donald Tusk nie boi się jednak opozycji. Widzi, że PiS jest jeszcze za słabe, żeby przejąć samodzielnie władzę. Opozycja SLD i Palikota jest pozorowana, to właściwie koalicjanci. Tusk boi się przewrotu wewnętrznego w PO.
- Przez ten rok może stracić jeszcze więcej, a tak może by uratował 4 lata w koalicji z trzema partiami.
- On tego nie zgłosił po to, żeby przez rok się wzmocnić. On wie, że za kilka tygodni będzie jeszcze gorzej. Teraz miał dobry moment. Posłów straszył przyspieszonymi wyborami. Społeczeństwo straszył wizją straszliwego spisku, choć na razie widać, że to nie był żaden spisek, ale nieudolność ministrów, którzy dali się nagrać kelnerom! Nawet małość - szemrane sprawy woleli załatwiać w knajpach, żeby przy okazji się nażreć i napić na służbową kartę, bo w gabinecie nie można.
- Straszył też osłabieniem pozycji Polski w Europie...
- Właśnie! Zgłosił to w przeddzień wyjazdu do Brukseli, żeby zaszantażować Sejm, że przepadną nam jakieś mityczne stanowiska w Unii. Co jest oczywiście bzdurą, bo to jest już dawno przesądzone. Ale wyobraźmy sobie, że wraca z Brukseli, g... tam dostaliśmy, i dopiero wtedy ma wotum zaufania. Wtedy mogłoby to już aż tak nie działać.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Afera taśmowa: żyjemy w bantustanie. O podsłuchach dla Super Expressu mówi Rafał Ziemkiewicz