- Jakiego?
- Z takiego „kina życiowego”. Mam tu na myśli sztampową rozmowę męża z żona, której raz na jakiś czas się „nazbiera” i robi mężowi histeryczna awanturę. Wówczas pretensje są o wszystko. Nawet o bzdury, które zazwyczaj nie robią na człowieku wrażenia. Europarlament, który czepiał się o wszystko, a najbardziej o to, o co czepiać się nie powinien.
- To miała być debata o przyszłości UE. Tymczasem była o odwołaniu I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzaty Gersdorf.
- Oczywiście europosłów nie interesowało to, jak Polska widzi przyszłość UE. Na naszych oczach odbyło się wielkie pałowanie Polski i wybuch antypolskiej złości. Odnoszono się do nas jak do ciemnych Polaków, którzy nie pasują do Europy. Premier odpowiadał jednak na te wszystkie obelgi w miarę spokojnie.
- Czasami taki spokój jeszcze bardziej rozjusza i działa jak zachęta do dalszego „pałowania”.
- To prawda…
- I jak to się zakończy? Poprzednia ekipa rządząca była raczej spolegliwa w stosunku do władz UE. PiS wydaje się toczyć z nimi nieustanne boje…
- Wydaje mi się, że Parlament Europejski zrobił kolejny krok do tego, aby pogodzić Polaków z perspektywą Polexitu. Na razie większości Polaków taka perspektywa wydaje się niemożliwa. Za jakiś czas może jednak dojść do takiej sytuacji, że po kolejnych cięgach naród polski się zbuntuje.
- Czy Polska ma w ogóle szansę wyjść obronną ręką ze sporu związanego z SN?
- W całym zamieszaniu chodzi o to, aby gonić króliczka, a nie o SN. Wysyłanie tej sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE było celowe. Chodziło, żeby ciągle o tej sprawie gadać. Komisja Europejska założyła zaś, że szturchając niepopularnych Polaków i Węgrów rozszerzy swoje kompetencje. Na razie jest tylko sekretariatem wykonawczym, ale chciałby być takim „ober rządem”.
- Spodziewa się pan konkretnych reperkusji będących efektem chaosu wokół Sądu Najwyższego?
- Spodziewam się, ale nie po stronie UE. Reperkusje poniosą zwykli obywatele i polska gospodarka.
- Dlaczego?
- Bo SN rozstrzyga różne spory gospodarcze. Zapominamy o tym, a w tym zakresie zawsze było najwięcej patologii.
- Być może chwilowo lekiem na całe zło będzie sędzia Jerzy Iwulski, który jak sam podkreśla: „nie jest zastępcą, ani następcą I prezes SN”.
- Sam nie wiem kim on jest i o co tu chodzi. Pan Iwulski niby przejął schedę, ale jej nie przejął. Na samym wejściu pochwalił się, że nie dobierał pisma od prezydenta, aby nie spełnić wymogów. Ręce mi opadły.
- Jest szczery.
- Wyszło na to, że kombinował tak jak czasem robią to prości ludzie, aby uzyskać ekwiwalent od szefa lub przejść na lew zwolnieni lekarskie. Wyszło na to, że pełniący rolę I prezes jest cwaniaczkiem co pogrąża SN.