To, że wokół gdańskiej tragedii zacznie się upiorny taniec, pewne było od samego początku. Opozycja wie, że teza o mordzie politycznym (lub przynajmniej inspirowanym ostrą PiS-owską krytyką sądownictwa) to znakomite paliwo polityczne. Już dziś widać niestety, że wielu antypisowców nie odpuści. Będzie chciało na tym paliwie jechać dalej. Będą snuli analogie z prezydentem Narutowiczem i odmawiali podporządkowania się wezwaniu „ciszej nad tą trumną”.
Tkwi w tym jednak pułapka. Bo przecież PiS nie da się tak łatwo zagnać do kąta. Kontratak już się rozpoczął. Władza – ustami ministrów Ziobry, Jakiego czy Zielińskiego – zaczyna snuć opowieść o zdegenerowanej bestii Stefanie W., którego wypuścili z więzienia „platformerscy” sędziowie. PiS łatwo sięga tu po swój stary skrypt „twardego szeryfa, który zrobi porządek”. Porządek w tym wypadku będzie oznaczał: presję na opóźnianie przedterminowych zwolnień, ostrzejsze wyroki albo przymusowe leczenie psychiatryczne. I generalnie „dość pobłażania kryminalistom, którzy przecież za niewinność nie siedzą”.
A kto się w takim układzie wstawi za więźniami? Kto przypomni, że resocjalizacja w polskich zakładach karnych jest fikcją, a więzienna opieka psychiatryczna nawet fikcją do kwadratu? Kto prześwietli pracę więźniów, która skręca w kierunku dostarczania prawie darmowej siły roboczej dla prywatnych zakładów (np. ubojni, w których za takie pieniądze nie chce pracować już nikt)? Kto wreszcie zwróci uwagę na słabe zarobki (2,5 tys. na rękę) pracowników więziennictwa, z powodu których w listopadzie podjęli akcję protestacyjną?
Kto powie – jak kiedyś raper Chada – „jestem kurwa skazany, ale nie potępiony”? I przypomni, że więzienie nie odbiera człowieczeństwa. Wrzucam to do ogródka polityków i publicystów. Przynajmniej tych, którzy uważają siebie za stojących po stronie postępu. Ale bez większej nadziei na odzew.