Histeria wrogów bardziej sprawiedliwego dzielenia dochodu narodowego przybierać może różne oblicza. Najłatwiej przejrzeć lament „egoistów”. Znajdziemy go głównie wśród przedsiębiorców. Oni przynajmniej wprost przyznają, że nie chcą słyszeć o podwyżce płacy minimalnej, bo nie chcą się dzielić. Ani pieniędzmi, ani wpływem wewnątrz firmy. Pracownik ma znać swoje miejsce w szeregu i kropka. Podwyżki płacy minimalnej albo różne typy dochodu podstawowego oznaczają większe upodmiotowienie pracownika. A to dla władzy panów na folwarku zabójcze.
Bardziej przebiegli są „przesadzacze wyszydzacze”. „Dlaczego 4 tys. minimalnej? Przebijam. Dajmy 12 tys. Albo 15 tys.!” – licytują ostentacyjnie. Oczywiście nie chodzi im o faktyczne przebijanie. Tylko o sprowadzenie wszelkich prób zmiany stosunków społecznych do absurdu. Im po prostu nie mieści się w głowie, że może być inaczej. Wolą więc, żeby było tak, jak było.
Najtrudniej zbić z tropu „martwiących się”. Oni uwielbiają zasłaniać się „najbiedniejszymi”, którzy rzekomo „i tak zapłacą” za zmiany. Są jak facet z makabrycznego dowcipu, co zagłodził całą swoją rodzinę, chowając klucz od pełnej spiżarni. Bo tak bardzo się martwił, że jak teraz pozwoli nasycić głód, to na przednówku nie będzie co jeść.
Zostali jeszcze „niedowierzający”. Ich szeregi są liczne z powodu długoletniej dominacji ekonomicznej ortodoksji neoliberalnej. Ich zdaniem każda polityka niepolegająca na kolejnych ułatwieniach dla bogatych i przedsiębiorczych to herezja. W wielu przypadkach zaczadzenie neoliberalizmem jest niestety nieuleczalne.
Jest na nich wszystkich jedna rada. Wysłuchajcie grzecznie ich punktu widzenia. Ale nie traktujcie ich „groza, groza, groza” jako prawdy objawionej. To tylko jedna z opinii na temat spraw naszej wspólnoty. Nie zapominajcie, że macie prawo się z nimi nie zgodzić. I odkrzyknąć „Tylko bez histerii! Jaka znowu groza?”.