Rafał Ziemkiewicz: Bajki pana Kwaśniewskiego

2011-06-07 4:00

Wałęsa miał w rękach złoty róg, ale pozwolił komunistom przejść z jednego systemu do drugiego - mówi Rafał Ziemkiewicz.

"Super Express": - Aleksander Kwaśniewski mówi na naszych łamach, że obóz solidarnościowy stara się "wygumkować" z historii wkład komunistów w powstanie III RP. Zgadza się pan?

Rafał Ziemkiewicz: - Muszę się przewrotnie zgodzić z panem Kwaśniewskim, chociaż ja bym mówił raczej o próbie wybielenia III RP. Bo zwracanie nadmiernej uwagi na tę stronę, która przy Okrągłym Stole miała legitymację społeczną, zaburza sens tego "dealu". Świadomie używam tego określenia, gdyż właśnie do czegoś takiego doszło między tymi, którzy byli potomkami komunistów przyniesionych do Polski na bagnetach przez Stalina, a Solidarnością. Ci pierwsi otrzymali gwarancje, że w III RP pozostaną grupą uprzywilejowaną. A drudzy wolą ten fakt przemilczeć.

Przeczytaj koniecznie: Rafał A. Ziemkiewicz: Mój proces z Jaruzelskim byłby wart swojej ceny

- Powinniśmy w ogóle świętować 4 czerwca?

- To takie samo pytanie, jak to, czy powinniśmy obchodzić rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Bo z jednej strony było to zwycięstwo, ale z drugiej zostało bezprzykładnie zmarnowane. 4 czerwca społeczeństwo w stopniu zaskakująco dużym wyraziło wolę zakończenia komunizmu, bo trzeba przypomnieć, że najwięksi optymiści po stronie Solidarności, jak i pesymiści po stronie władzy, nie spodziewali się takiego sukcesu opozycji. Tyle tylko, że ludzie skupieni przy Lechu Wałęsie dokonali wówczas pierwszego szwindlu, jakim była zmiana ordynacji wyborczej między jedną a drugą turą głosowania. To było zignorowanie woli społeczeństwa, co w efekcie znacznie pomogło komunistom.

- Jak w tym świetle odbierać manifestację, która odbyła się właśnie 4 czerwca przed domem Lecha Wałęsy?

- Po prostu niektórzy jeszcze pamiętają, że to właśnie wtedy Wałęsa miał w rękach - cytując Wyspiańskiego z "Wesela" - złoty róg. Bo wbrew stereotypowi, w 1989 r. władzy nie przejęła Solidarność, a komitet obywatelski przy Lechu Wałęsie. Ciało całkowicie jemu podporządkowane. On był de facto dyktatorem tej strony społecznej. Jednoosobowo wyznaczał, kto ma być posłem, a kto senatorem. Podejmował wszystkie decyzje, dopóki nie doszło do wojny na górze i rozłamu. Tym samym to na Wałęsie spoczywa cała odpowiedzialność za to, że komunistom udało się korzystnie przejść z jednego systemu do drugiego.

- Skoro więc nie 4 czerwca, to kiedy możemy mówić o pełnym upadku komunizmu?

- Paradoksalnie nie możemy tego stwierdzić nawet dziś. Bo taki koniec komunizmu, w którym nasze państwo nie będzie własnością nomenklatury, pewnej grupy "lepszych", dla których zarezerwowane są kariery, jeszcze nie nastąpił. Na symboliczną datę kończącą komunizm w Polsce przyjdzie czas, kiedy w pełni uporamy się z tym dziedzictwem.

- Aleksander Kwaśniewski twierdzi, że taka właśnie łagodna, bezkrwawa transformacja to nasz sukces.

- To bajki pana Kwaśniewskiego. To sukces ludzi partii i służb bezpieczeństwa PRL-u, którzy zachowali w tym płynnym przejściu uprzywilejowaną pozycję. Korzyści z monopolu władzy zamienili na korzyści z przewagi majątkowej nad resztą społeczeństwa. Ta wizja pokojowego przejścia jest kompletnie wyssana z palca. Fakty były takie, że komunizm się po prostu walił. Oni musieli oddać władzę i szukali dla siebie najkorzystniejszego wariantu. Nie udało się im zrobić wszystkiego tak, jak chcieli, ale i tak wyszli z tego mocni.

- Jednak w Polsce odbyła się lustracja, zmniejszono emerytury ludziom aparatu represji. Za prezydentem Kwaśniewskim zapytam - to nie wystarczy?

- Myślę, że symboliczne odebranie przywilejów emerytalnych byłym esbekom to za mało, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że wciąż jesteśmy krajem reglamentowanego sukcesu. Czyli takim, w którym kariery nie robi się dzięki umiejętnościom, wykształceniu, a poprzez znajomości, których korzenie często sięgają jeszcze poprzedniego systemu. Polska to wciąż kraj koterii i układów, które opierają się na zakonserwowaniu stanu z poprzedniego systemu, tyle tylko, że pod innymi szyldami.

- Rodzi się pytanie, czy był możliwy inny scenariusz.

- To prawda, że żyjemy w innym kraju, który zawdzięczamy przede wszystkim historycznemu bankructwu komunizmu na świecie. Ale moglibyśmy żyć w znacznie lepszej rzeczywistości. To było możliwe, wystarczy spojrzeć na przykład Czech. Myśmy szansę na korzystniejsze wyjście z komunizmu zaprzepaścili, tym samym nasz sukces jest, niestety, ograniczony.

Rafał Ziemkiewicz

Pisarz, publicysta "Rzeczpospolitej"