W kwietniu resort ogłosił listę instytucji, które będą realizowały Narodowy Program Zdrowia. Jedną z nich została fundacja Medicover, której prezesem jest Marcin Dominik Radziwiłł. Za kwotę 499 998,60 zł zlecono fundacji prowadzenie działań informacyjno-edukacyjnych o zagrożeniach wywoływanych przez promieniowanie ultrafioletowe. W konkursie były jeszcze dwie oferty - jedna nie spełniała wymogów formalnych, druga została gorzej oceniona. - Złożyliśmy odwołanie, bo nie zgadzaliśmy się z oceną - informuje Robert Kęder, prezes Polskiej Federacji Pacjentów Dialtransplant, która przegrała z Medicoverem. - To, co sądzę na ten temat prywatnie, pozostawię bez komentarza - dodaje.
Podejrzenia ma natomiast poseł Marek Ruciński z Nowoczesnej, jeden z autorów interpelacji w tej sprawie. - Jeżeli komisje są wyłonione spośród pracowników ministerstwa, a minister oraz prezes fundacji, która wygrała konkurs, noszą to samo nazwisko, to może budzić obawy o bezstronność komisji - zaznacza Ruciński. Tym bardziej że stopień pokrewieństwa obydwu Radziwiłłów jest dosyć bliski. - Są kuzynami, dokładniej mówiąc, braćmi przestryjecznymi, którzy mieli wspólnych pradziadków Czartoryskich - potwierdza genealog Marek Jerzy Minakowski (45 l.). - Jak wszyscy arystokraci, są ze sobą spokrewnieni na mnóstwo sposobów - dodaje.
Jednak MZ nie widzi w tym nic niepokojącego. - Panowie (...) nie utrzymują relacji rodzinnych - tłumaczy nam Milena Kruszewska, rzecznik prasowy resortu zdrowia. Dodała również, że o swoim pokrewieństwie z prezesem zwycięskiej fundacji minister Radziwiłł dowiedział się po konkursie. - Nie ma obaw co do bezstronności konkursu, (...) ofertę oceniało sześciu członków komisji - precyzuje rzecznik. Z kolei fundacja Medicover zapewnia nas, że ma doświadczenie w przeprowadzaniu takich projektów i spełniła warunki przetargu.
ZOBACZ: Beata Szydło głosowała za uchyleniem sankcji za niepłacenie podatków
PRZECZYTAJ: Rozłam w partii Schetyny? Senatorowie PO krytykują posła Budkę